Trasa była fajna i zróżnicowana, a narzekanie na podbieg na Agrykoli uważam za śmieszne. Niektórzy chyba chcieliby biec całe 21 km z górki. Dopisała pogoda i dopisali Warszawiacy, którzy tłumnie wyszli na ulice. Najwięcej energii dodawali nie tylko zauważeni na trasie znajomi kibice (Strzelba, za to kuszenie browarem na Agrykoli to wiesz…!), ale i obcy ludzie bijący brawo biegaczom. No i te fantastyczne zespoły bębniarzy porozstawiane na trasie, orkiestra policyjna na Krakowskim Przedmieściu i rockmani grający pod Mostem Łazienkowskim. Wszystkim Wam i każdemu z osobna należą się ogromne pokłony i podziękowania, jesteście świetni.
Cóż za nagromadzenie pozytywnych emocji, właśnie za to kocham bieganie:)
Dla zainteresowanych track z GPSa: 7. Półmaraton Warszawski, a na wykresie tempo kilometr po kilometrze.
Wrażenia dot. organizacji
Na dzień dobry miłe zaskoczenie. Mimo rekordowej liczby uczestników (7,2 tys.), w strefie startu panował porządek. Nie miałem żadnego problemu z dostaniem się do depozytu, skorzystaniem z toalety, czy trafieniem do swojej strefy startowej i spokojnym ustawieniem się w niej. Miejsce parkingowe na Saskiej Kępie też udało się bez problemu znaleźć. Na starcie stanąłem niedaleko za pacemakerem na 1:40 i spędziłem za nim następne ponad 1,5 godziny. Nie spojrzałem niestety na nr startowy z imieniem, nie jestem więc dziś w stanie napisać nic więcej jak bezimienne „dziękuję Ci, było naprawdę świetnie!”.
Dzięki podziałowi na strefy startowe nawet na wąskim Nowym Świecie nie było tłoku. Także organizacja za linią mety była kapitalna. Zero kolejek do depozytu, masażu czy po jedzenie/picie/medal. Niewpuszczenie do strefy mety kibiców ma oczywiście taki minus, że nie można się z nimi wyściskać zaraz po biegu, ale z drugiej strony dzięki temu był większy porządek. Gratulacje od kibicujących mi po raz pierwszy rodziców zebrałem pół godziny po biegu, po spotkaniu na trybunach stadionu. Co zresztą też było świetnym rozwiązaniem, bo dla wielu była to jedyna okazja by zobaczyć największy obiekt sportowy w naszym kraju od wewnątrz. Mam nadzieję, że korzystanie ze Stadionu Narodowego stanie się w Warszawie biegową tradycją.
Już za 4 tygodnie Łódź Marato Dbam o Zdrowie. Początkowo celowałem w 3:45, ale… przecież apetyt rośnie w miarę jedzenia, prawda?:)
Po pierwszym akapicie trudno się nie uśmiechnąć :) gratulacje dla Ciebie i kalkulatora ;)
Heh, link mu się należy, cóż za dokładność!;)
Krasus, wielkie gratulacje – piękne trzymanie tempa, u mnie zawsze wykresy bardziej poszarpane wychodzą. No i wynik naprawdę ładny. Sam nigdy połówki nie pobiegłem, ale chyba mnie właśnie zainspirowałeś :]<br /><br />P.s. mam ostatnio cholerny problem z komentowaniem na Blogspocie – muszę wrócić do Nazwa/Adres URL ;/
Klayman, dzięki wielkie! Żeby jeszcze mi się udało dobrze maraton w Łodzi pobiec to dodam do bloga moduł "moje najlepsze wyniki";) Połówka jest fajna, bo to dużo mniejszy wysiłek niż cały maraton, ale jednocześnie już tak duży, że odsiewa tych co słabszych:) Serdecznie polecam!<br /><br />A co do blogspota to już tu kiedyś Ynka wspominała, że coś nie działa dobrze logowanie do konta
Gratuluję wyniku! A te ostatnie 3 km i Wisłostradę również wspominam jako koszmar. Za to Agrykolę całkiem miło ;) Właśnie wczoraj przypomniałam sobie jak strasznie pokręcony był ostatni kilometr. To chyba największy mankament trasy. Krakowskie Przedmieście miało tę zaletę, że jak już się wypadło zza Domu Bez Kantów, człowiek leciał długą prostą do samej mety ;-) Powodzenia w Łodzi!!
Zawijasy skomplikowały sprawę, ale zamiast wracać na Krakowskie z metą wolałbym zmienić po prostu ustawienie ostatniej prostej. Wyobraź sobie, że leje i wieje i masz strefę mety na Krakowskim. Zero dachu, zimno i kolejki do depozytu. A tutaj wchodzisz w stadion, jest ciepło, nie pada…:)