– Pobudka!
– Nic z tego. Dziś nie wstajesz. Spać!
– Trenerze, ale biegać mam. 20 km po lesie, z podbiegami.
– W maju trenowałeś już ponad 40 godzin, a od piątku wieczorem nie czujesz się najlepiej. W ten weekend radzę odpocząć i się porządnie wyspać. Za tydzień Twój pierwszy bieg górski – musisz do niego podejść na świeżości.
– Ale ja od dwóch miesięcy nie przebiegłem za jednym razem więcej niż 15 km…
– I myślisz, że jeden trening coś zmieni? Poza tym, trochę kręciłeś i byłeś na biwaku biegowym, wydolność raczej Ci nie spadła, a teraz najważniejsza jest regeneracja. Nie chcesz chyba ryzykować jakiegoś idiotycznego przeziębienia, co?
– No nie…
– To wracaj pod kołdrę.
Tak jest, odpuściłem dziś trening. Uznałem, że trzeba posłuchać osobistego trenera, czyli własnego organizmu. Jeśli on domaga się odpoczynku, to w myśl zasady „lepiej być niedotrenowanym niż przetrenowanym” lepiej odpuścić i zebrać siły, howgh.
A tak w ogóle to wreszcie udała mi się hodowla kiełków! Wprawdzie mój guru twierdzi, iż słonecznik udaje się zawsze i każdemu, ale po trzech niepowodzeniach to dla mnie spory sukces:)
Rozumiem, że Twój osobisty trener to Twój organizm? :) Dobrze, trzeba umieć słuchać siebie. Choć czasami to strasznie dziwne i krępujące uczucie, kiedy odpuszczasz trening przed zawodami. Niby źle się czujesz, niby że wiesz, że potrzebujesz regeneracji, a i tak ci jakoś głupio… Ja tak zrobiłam przed PMW, w sobotę miałam wyjść na dosłownie 15 minut potuptać, ale w pt wieczorem się rozchorowałam
Dokładnie:) Nauczyłem się odróżniać "nie chce mi się" od "nie powinienem" i to właśnie nazywam słuchaniem swojego organizmu. Wszak znamy się 32 lata, więc trochę o sobie wiemy…;)
Ja chyba kurde dziś też się posłucham. Porobiło się… <br />;)
Bo odpoczywa?? Nie do wiary… :D
Co do kiełków – najlepiej w małym pojemniczku podlać je wodą dopóki nią nie "obejdą" a następnie w słoiku przykrytym gazą umieścić je i rano oraz wieczorem nalać do pełna, potrzymać ok 1 minuty – wodę wylać i odstawić szklane pomieszczenie do góry nogami ukosem:>
Czasami mam wrażenie, że za często się słucham :)
Śliska jest granica pomiędzy "nie chce mi się", a "nie powinienem".. ;)
Co za roztropność :) Tak, tak, cienka jest ta granica, ale faktycznie im dłużej biegamy, tym łatwiej ją wyczuć. Na pewno był to dobry ruch (a właściwie bezruch) ;-)
Mnie słonecznik też nie zawsze wychodzi. Jedyne niezawodne kiełki to rzeżucha, która jest w stanie przetrwać wszystko ;) Powodzenia w sobotę (zazdroszczę ;))!
Rzeżuchy nie próbowałem, więc będzie to moje kolejne podejście, jak już wrócę z Tatr:) Dzięki za dobre słowo na niedzielę (początkowo myślałem, że bieg jest w sobotę, a jednak w niedzielę), przyda się. Na razie jestem w lekkiej panice przeddebiutanckiej;)
ja mam tak ostatnio ciągle że nie mogę zebrać się na trening a na zawody jadę na świeżości i lepiej mi idzie niż z przetrenowaniem :P