– No i co Ty w mordę kopany trenerzyno, co?
– Jak to co?
– Co, co, co? Pstro! Falenica, kurka jego mać. Czy ja po to trenuję, by w każdych zawodach osiągać gorszy wynik niż w poprzednich? Regres jak się patrzy! O ile drugi słabszy występ rozumiem, bo byłem przeziębiony, to już to, co się stało podczas czwartej rundy woła o pomstę do nieba. 74 miejsce i 44:47 to poniżej poziomu, który mogę zaakceptować
– A co ja mam do tego? Śnieg był!
– Śnieg mógł spowolnić bieg, ale nie wpłynął na moją pozycję na mecie, bo wszyscy mieli takie same warunki. Ale za to zrobione w czwartek wieczorem interwały – owszem, odbiły mi się czkawką już po kilometrze! Czuj się zwolniony!

Trochę się Ja_zawodnik i Ja_trener pokłóciliśmy po tej ostatniej Falenicy i potrzebowałem trochę czasu, by parę zdań na blogaska skrobnąć, a nim pisać skończyłem pojechałem ładować akumulatory w Tatry, gdzie pisanie relacji z jakichś zawodów zupełnie nie było mi w głowie.

Ot, taki mój urok, że nawet start z najniższym priorytetem C traktuję poważnie i chcę dać z siebie wszystko i osiągnąć jak najlepszy wynik. A 25 stycznia br. podczas czwartej rundy Falenicy, noga za diabły nie chciała podawać, bo też nie miała na to szans. Ruszyłem „zachowawczo”, pierwsze okrążenie w 14:36 miało dać mi siłę na przyśpieszenie na kolejnych kółkach. Na drugim zwolniłem jednak o pół minuty, a trzecie pokonałem w rekordowo długim czasie 15:11. Dość powiedzieć, że dwa tygodnie wcześniej, na osłabieniu przeziębieniem najwolniejsze kółko zrobiłem w 14:34, a podczas swojego pierwszego występu finiszowe kółko przebiegłem w 13:58…

Buff z czachą wymiata, chcę taki!;)
Było tak zimno, że fotkę z Kwitem zrobiłem sobie dopiero w samochodzie.

Tak naprawdę śnieg wcale nie był przeszkodą, a miejscami wręcz ułatwiał życie. Tam gdzie był piaszczysty podbieg mieliśmy bowiem utwardzoną przez zmrożony śnieg górkę. Ślisko praktycznie nie było, Inov-8 spisały się (jak zwykle) na medal. Już większym utrudnieniem był kilkunastostopniowy mróz, ale maska na twarzy zrobiła swoje i biegło mi się nieźle.

Potrzebowałem trochę dni, by oswoić się z myślą, że tego dnia inaczej po prostu być nie mogło. W czwartek dość późno wieczorem zrobiłem kilometrowe interwały, a to chyba najtrudniejsza jednostka treningowa jaką stosuję. Piątkowy odpoczynek (staram się, by piątek był dniem świętym i jeśli jest taka możliwość, to tego dnia unikam nawet ćwiczeń w domu) zdecydowanie nie wystarczył, zmęczone mięśnie czułem już podczas rozgrzewki, a po kilku kilometrach wbiegania i zbiegania wiedziałem już, że nic z tego nie będzie.

Falenica to start, który ma być mocnym akcentem treningowym (kros aktywny) i wynik (teoretycznie:P) się nie liczy. Nie można mieć wszystkiego, a wiosną chcę mieć przede wszystkim jedno: 2:59:XX w maratonie.
Na szczęście po zawodach przypomniano mi, że bieganie to nie tylko bieganie:) Mimo siarczystego mrozu (samochód pokazywał bodaj -15 st. C), atmosfera na wydmie była gorąca, a po dobiegnięciu wszystkich do mety w zacnym towarzystwie Kasicy, jej mamy, jednego z Rączych Pomrowów i Kwita udaliśmy się do legendarnej już pobliskiej cukierni, gdzie podają takie pyszności, że do dziś mi ślinka cieknie!

A czy Ty polubiłaś(-eś) już Smashing Pąpkins na FB (kliku-kliku)?:)

 

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułTen, w którym brak mi słów
Następny artykułTen, w którym jestem drugi, czyli Złoto dla Zuchwałych 2014
Krasus – biegacz, napieracz, triathlonista i pĄpkins pełną gębą. Jego filozofia uprawiania sportu łączy ciężką pracę i ciągłe dążenie do bycia lepszym z dobrą zabawą, bo przecież w życiu chodzi o to, by było fajnie. Zrobił swoje jeśli chodzi o uklepywanie asfaltu i teraz realizuje się w terenie. W lesie, z mapą czy w górach czuje się jak ryba w wodzie!

14 KOMENTARZY

  1. Czyli że kłócisz się nie tylko ze swoimi biegowymi butami, a także z samym sobą. To ciekawe. A filmik – mistrzostwo! Dobra obsada i wciągająca fabuła to podstawa.

  2. Już myślałem że raz udało mi się pobić sąsiada, ale nie – to poprzednia edycja była :)<br />A cukiernia podobno jest okupowana – my byliśmy w sobotę całą rodziną w Falenicy i jak moje dziewczyny przemarzły (a było sporo na plusie!) to poszły do tej cukierni. I żonka usłyszała jak autochtoni mówią do siebie coś w rodzaju &quot;szybko siadajmy bo ja ci biegacze przyjdą to wszystkie miejsca zajmą&

  3. To jeszcze myśl Samuela Becketta:<br />Ever tired,<br />Ever failed,<br />No matter,<br />Try again,<br />Fail again,<br />Fail better!!!<br /><br />Trafiłam na to wczoraj i gdzieś musiałam zapisać, by nie uleciało, a to chyba dobre miejsce jest :)

  4. Bieganie w maseczce? Nie wiem co to za maska, ale ja bym się chyba nie porwał na coś takiego, a już na pewno nie przy takim biegu jak falenica…

    • Motocyklowa maska z neoprenu, biegam w tym przy największych mrozach. jest lepsza od np. buffa na twarzy, bo ma dziureczki i tak nie zamarza przy oddychaniu:)

    • Buffa też bym nie założył :P<br />Może jestem skrzywiony, ale jakoś oddychanie przy -20 nie sprawia mi większego problemu. Pewnie znaczenie ma to, że w takich momentach bardziej martwię się np. palcami ;)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here