„Dawaj, dawaj! Jesteś jedenasty, łykasz tego gościa i pierwsza dycha!!” – krzyk Bartka (dzięki za przybycie i doping!) dociera do mnie jak spod ziemi, bo tętno o kilka uderzeń przekracza 180 bpm, co osiągałem dotąd zwykle dopiero pod koniec biegu. Na myśl o tym, że mam do przebiegnięcia jeszcze 5 km robi mi się słabo. Ale przypominam sobie, co Jędrek pomyślał tydzień temu na szczycie Śnieżki. Czego pozazdrościł Bo.
Dużo dalej. Niewyobrażalnie daleko.
Poczuć, że jedynym ograniczeniem jest to, co mamy w głowie.”
Skoro Bo mogła tak daleko przesunąć swoją granicę, to dlaczego ja kurczowo trzymam się swojej podczas startów? Czyż nie jest tak, że sukces osiąga się właśnie kawałek za nią? A jeśli uda się przejść o dwa kawałki dalej? Co będzie wtedy? Z filozoficznych rozmyślań wybija mnie widok jednego z rywali z przodu, który totalnie opada z sił i przechodzi do truchtu. No to jestem dziesiąty. Długą prostą biegniemy we trójkę, więc chwilami nawet ósmy. Prognozy pogody zapowiadały, że będzie ciepło i będzie wiało. O niespodzianko, sprawdziły się: jest więc bardzo ciepło i bardzo wieje, to nie są dla mnie warunki do walki o życiówkę… Każde 10 metrów to walka. Walka z pogodą i walka z własnym organizmem, który chce, bym zwolnił. Dotruchtał rekreacyjnie do mety i nie katował go w tych warunkach. Momentami próbuję chować się za większym ze współbiegaczy przed wiatrem, ale średnio mi się to udaje. Piździ! Nienawidzę biegać pod wiatr, ale przecież nie zwolnię. Wybiegany jest tuż za nami, jest silny jak diabli i wykorzysta każdą moją słabość, nie zwolnię! A to nasz pierwszy bezpośrednio pojedynek, nie zwolnię!
Dużo dalej. Niewyobrażalnie daleko.
Poczuć, że jedynym ograniczeniem jest to, co mamy w głowie.”
Nawet nie myślę o tym, by drugą piątkę pobiec szybciej niż pierwszą. Sukcesem będzie utrzymanie tego tempa. Jak muchy padają kolejni zawodnicy i jestem już siódmy, szósty! Trzymam się swojego tempa w okolicach 3:45-3:50, a wszyscy dookoła zwalniają. Do mety jeszcze 2,5 km, czyli długa prosta wzdłuż Malty, a tętno już na poziomie finiszu, bo dochodzi do 190 bpm! Nie sądziłem, że jestem w stanie wspiąć się na taki poziom intensywności biegu, ale cisnę dalej. Jest cholernie ciężko, oddech rwany, uda palą, płuca ledwie nadążają z pracą. Wiatr (jak to możliwe, że biegniemy pętlę a ja mam wrażenie, że prawie cały czas wieje mi w twarz?!) i piekące słońce dopełniają obrazu tej walki.
Dużo dalej. Niewyobrażalnie daleko.
Poczuć, że jedynym ograniczeniem jest to, co mamy w głowie.”
Szósta pozycja – tego jeszcze nie było! Niestety czuję, że na mecie nie znajdę sił na odrobinę nawet radości, na pĄpaski czy inne fikołki. Będzie zgon. Oby tylko nastąpił za, a nie przed linią mety;) A może uda się podium w kategorii złapać? Co 200 metrów oglądam się za siebie, by sprawdzić jak daleko za mną jest rywal zajmujący siódme miejsce. Wydaje się, że odległość między nami rośnie. Na ramieniu pojawia się diabełek i mówi: „Ten z tyłu wygląda na młodszego, pewnie jest z M20, może by go puścić i się nie zarzynać?” Kusząca opcja, ale podziękuję. Niesiony mocą koszulki Smashing Pąpkins (już za miesiąc-półtora ogłosimy nowy nabór na posiadaczy koszulek, będą chętni?:)) walczę ze sobą, a metry lecą. Tempo poniżej 3:45, tętno na poziomie 190, a chwilami więcej.
Dużo dalej. Niewyobrażalnie daleko.
Poczuć, że jedynym ograniczeniem jest to, co mamy w głowie.”
Nagle pojawia się ktoś przede mną, zwalnia, ogląda się i wyraźnie zachęca do wspólnego biegu. Poczekał na mnie, biegniemy teraz razem. Moja zmęczona do granic możliwości głowa nie ogarnia tej sytuacji. Kolega szuka adrenaliny i chce się ścigać na ostatnich metrach? Chłopie, ja nie mam siły na trzymanie swojego tempa, a gdzie mi do walki na finiszu! Darek zachęca mnie do szybszego biegu, mówi, że mnie pociągnie do mety i że będę piąty. Próbuję wyrzucić z siebie „Nie dam rady…”, ale wychodzi „nyghpfgamy”. Wciąż patrzę do tyłu, a tam pustki. Będę szósty, będzie miejsce jakiego świat nie widział! Choć to ostatnie metry, to nie mam siły na finisz, chciałbym już paść za metą i nie biec.
Dużo dalej. Niewyobrażalnie daleko.
Poczuć, że jedynym ograniczeniem jest to, co mamy w głowie.”
Ostatni łuk, teraz już nie w prawą alejkę na kolejne kółko, tylko w lewą, do mety. Darek krzyczy, że mam biec w prawo i sam tak leci. Ja twierdzę, że w lewo;) To samo mówią mu wolontariusze, ale on robi parę kroków w złą stronę i traci kilka sekund. Zwalniam. Chcę go puścić przodem, bo to on zasłużył na piąte miejsce. Dogania mnie, ale mówi, że mam pierwszy wbiegać na metę, bo jest pięć miejsc nagrodzonych. Próbuję zwolnić i wpaść na metę razem z nim, ale mnie popycha i II Bieg Piotra i Pawła kończę na piątym miejscu na 820 osób, które go rozpoczęły, ostatnie metry biegnąc zdecydowanie wolniej niż przedostatnie ze względu na to, że nikt nie chciał zająć piątego miejsca;)
Już za pierwszą matą pomiarową upadam ze zmęczenia. Potrzebuję kilku chwil by się podnieść. Dostaję medal i znów muszę usiąść. Jeszcze nigdy 10 km nie było dla mnie takie ciężkie. Po kilku pierwszych kilometrach rozpoczęła się walka z warunkami (za ciepło i za wietrznie) i własną słabością. Nie da się ukryć, że była to jedna z najcięższych walk jakie stoczyłem w trakcie zawodów. Tak, dotarłem do granicy swoich obecnych możliwości i przekroczyłem ją. Tam znalazłem ścianę, lecz ją rozwaliłem i poszedłem jeszcze kawałek dalej. Mówią o bieganiu w trupa. Tego dnia poleciałem w trupa jak się patrzy, ten trup powstał i zrodził się nowy rodzaj biegania: w zombiaka!
Wg oficjalnych wyników pierwsze 5 km zrobiłem w 18:58, a drugie w 19:00. To pierwszy raz, gdy na dystansie 10 km pobiegłem drugą część wolniej niż pierwszą, ale różnica nie była duża. Analiza wyników pokazuje, że z pierwszej dwudziestki negative splits zrobiła tylko jedna osoba. Cała reszta mniej lub bardziej (częściej bardziej) zwolniła. Pogoda postawiła bardzo trudne warunki, nie spodziewałem się, że będę w stanie biec na takiej intensywności, że mój organizm będzie w stanie pracować na takim tętnie przez tak długi czas. Wg Garmina w ostatniej strefie wysiłku (ponad progiem beztlenowym) spędziłem prawie 20 min., podczas gdy na życiówkowym Biegu Dookoła Zoo było to mniej niż 9 min. i wydawało mi się kosmosem, 10 min. nie przekroczyłem nigdy wcześniej! Dotąd wydawało mi się to niemożliwe, by biec na takiej intensywności, a jednak. Ostatnie 2 km to stratosfera wysiłku: średnie tętno 190 bpm. Można? Można! Wystarczyło dotrzeć do granicy i ją przesunąć:) Dzięki Bo, bez Twojego Karko nie byłoby tego pudła! No i mopa, kieliszków do wina i szampana oraz torby wędlin, czyli naręcza nagród, z którym wróciłem z Poznania:)
Dodam jeszcze kilka słów o przygotowaniach do tego biegu, bo były mocno niestandardowe. Otóż nie zrobiłem nawet jednego dnia wolnego od treningu, w sobotę miałem dość mocne 1,7 km w open water, a wieczór i część nocy spędziłem na koncercie Kultu (Polska wymiata, zawsze i wszędzie Polska brzmi najlepiej!), po którym spałem ledwie 5 godzin. Sprawdziło się!;) Pewnie gdybym był wypoczęty i wyspany to urwałbym paręnaście sekund i byłaby życiówka, ale przecież są rzeczy ważne i ważniejsze, nie? Tego dnia bardzo ważni byli też ludzie, bo na II Biegu Piotra i Pawła spotkało się czterech Pąpkinsów:) Oprócz wspomnianego już Wybieganego stawili się jeszcze Błażej zwany Suchą Szosą i Michał od lasów i łąk. Były wspólne zdjęcia, pĄpki i pogaduchy, to lubię!

Ale to nie koniec nagród! Rozwiązaliśmy bowiem kĄkursik z karko-wierszykami (kliku-kliku) sponsorowany przez nasz ulubiony sklep biegowy Natural Born Runners. Muszę przyznać, że szanowne żiry (Bo + Grzesiek z NBR + Trzepak miesiąca, czyli ja) miało bardzo trudne zadanie, obrady były burzliwe, a maile pomiędzy Rzeszowem, Poznaniem a stolycą aż furczały! Ale udało się. Drogą negocjacji ustaliliśmy, że buffy od Natural Born Runners otrzymają… Ava i _maciek! Zwycięskie dzieła bardzo się od siebie różnią, bo właśnie tak chcieliśmy – nagrodzić dwa zupełnie inne bieguny. Zresztą, przeczytajcie i podziwiajcie sami, a zwycięzców zapraszam do kontaktu:)
Gratuluję raz jeszcze! Poczytałem i aż mi się zachciało znowu wystartować na jakichś zawodach. A to czwarte miejsce oznacza, że będziesz musiał oddać mopa?
Na szczęście nie, bo mop był za 2 msc w M30, a dyskwalifikant był w M40. Ale musiałbym oddać kieliszki (za 5 open), dostałbym w zamian (o ile dobrze podejrzałem) patelnię!! :D<br /><br />A co do wystartowania to ja uważam, że dobrze jest raz po raz 5-10 zrobić na zawodach i przedmuchać turbinę, dobrze robi zarówno na nogi, jak i na głowę i płuca:)
Gratki! Szkoda, że akurat w ten weekend pojechałem do rodzinnego domu, również chciałem pobiec w tym biegu. Nagrody boskie :D<br /><br />Swoją drogą przy dobrym przygotowaniu, starty w takich mniejszych biegach, a co za tym idzie słabiej obsadzonych to może być fenomenalny pozytywny kop dla psychy. Na naszym amatorskim poziomie nigdy nie osiągniemy czasów czołówki. A tutaj miałeś okazje poczuć
O! Właśnie! O tym zapomniałem napisać. Zupełnie inne jest postrzeganie zawodów jak zajmiesz 104 miejsce, a inne jak 4:)
To tak jak ja zajęłam trzecie miejsce na 10km w klasie W30 (w Niemczech jest klasa co 5 lat) z czasem 56 minut (na mojej dzielni)! Gdzie indziej niemożliwe, ale na 5 startujących w klasie… A micha się cieszyła, jakbym pokonała tłumy. ;)
O – ta długa prosta wzdłuż Malty potrafi wybrać z człowieka wszystkie siły. Gratuluję!
Może byś nie urwał po wypoczęciu, bo miałbyś za "trzeźwą" głowę, niezdolną do tak mocnego przesuwania granic, a tak czas pełen wrażeń sprawił, że popchnąłeś dalej granicę. Możliwe…<br />Nie ma co dywagować. Piękny bieg walki ze sobą. Gdybym była w Poznaniu i startowała, to bym żałowała, że jednak nie jestem kibicem i nie obserwuję Twoich wyczynów. :)<br /><br />Chcę zostać Pąpeczką! Z
A który wierszyk był Twoim faworytem?:) Pą-koszulka – dopisujemy Cię do listy chętnych. Na pewno będziemy to wszem i wobec ogłaszać, więc stay pĄped!
Wszystkie były super i zasługiwały na nagrodę, ale niesamowicie czytało mi się historię startu karków w triathlonie. Ciekawiło mnie co dalej i pięknie się złożyło w całość, nie dłużyło, wiersz był zabawny i było sporo "karczych" odniesień. :) Będę czujna a propos Pąpkowego naboru. ;)
O kurde! Ale piękną walkę stoczyłeś! GRATULACJE!!! I tylko szkoda tej patelni, historia zatoczyłaby koło, w końcu ja też takową w Poznaniu wygrałam! I że niby to jeszcze dzięki mnie? Najs. Teraz każdy życiówkowicz może pisać, że przesunął granicę dokładnie "tak jak Bo w Karko" :) Jeszcze raz ogromne gratulacje!
Biec Dalej i Wyżej – Blog Zombiaka :D<br />a tak poważnie to na zdjęciu za metą wyglądasz jakby cie Maniek Tirem potrącił ;)
Coś w tym jest, czułem się wcale nie lepiej.. :) Ale już po paru minutach zacząłem się cieszyć, a potem przyszedł SMS z wynikiem i był odlot!
Fajny wpis :) gratuluje 4 msca i przesuniecia granicy ! Patelnia lepsza od kieliszkow:)
Zauważyłem u siebie taką prawidłowość, im więcej znajomych na biegu tym większa radość z zawodów nawet jak wiatr sponiewiera. Dzięki Krasus za relację i wspólny bieg.
Był jeden wyjątek od tej zasady: tri-Piaseczno. Masa znajomych startujących, tłumy kibiców, ale była masakra..
Gratuluję, gratuluję, gratuluję! Ostatnio często zdarza mi się u Ciebie tak potężnie gratulować, zauważyłam taką prawidłowość!<br />mop w zestawie nagród mnie urzekł:)
A, zapomniałam jeszcze: Darek Wspaniały! Taki gest… A wydawałoby się, że startuje się, żeby zwyciężać, ale nie… Czasem piękniej jest dać komuś pokonać siebie i docenić jego walkę. Super. :)
Oglądam zdjęcia na maratończyku. Fotograf polubił Twoją pobiegową ekspresyjność. ;)<br />Odmeldowuję się i już nie spamuję. :)<br />
Po pierwsze brawo Zombiaku! Ten Karkonoszman chyba przesunął granice w Twojej głowie :) Po drugie – WOW! dzięki za uhonorowanie mnie za wierszyk :) Cieszę się że się spodobał a buffa zabiorę do Zawoi na górską połówkę :)<br />
Pewnie wyjdzie na to, że się powtarzam, ale wciąż jestem pod wrażeniem Twojego zachowania na finiszu. Powinieneś dostać jeszcze jedną nagrodę – fair play.<br />A tak nawiasem mówiąc, plecy Córek Obu świetnie wyszły na samojebce ;-)
No wiesz, gość mnie pociągnął. Dzięki niemu szybko pobiegłem ostatnie 500-700 metrów, ale miejsce na mecie chciałem mu oddać, bo na nie zasłużył. Tylko kurde, że nie chciał i wepchnął mnie.. ;)
Gratulacje jeszcze raz! Miałem tą przyjemność podać rękę człowiekowi, który rozniósł moje miasto w pył! :)
Miło było poznać, do następnego razu!
Gratuluję biegu! A czy ten mop będzie może w jakimś konkursie do wygrania? Bardzo mnie rozbawił:D wyjaśniło się dlaczego Darkowi zależało na puszczeniu Cię przodem?
Piękna historia :)