Po ponad roku wspólnego wylewania potu, przekleństw pod nosem, bólu mięśni i braku oddechu, przyszła pora na rozstanie z pewną Kobietą. Czas na zmiany. Kto stoi w miejscu ten się cofa, nie? Jedną z istotnych cech dobrego trenowania jest moim zdaniem różnicowanie treningów, postanowiłem więc coś zmienić: kończę treningi pływackie indywidualne i dołączam do grupy! Ze współpracy z Martyną jestem jednak super zadowolony, gdyby ktoś z Was szukał osoby, która nauczy Was pływać, to polecam i dysponuję kontaktem jakby co:)
Zawsze podkreślałem, że nie lubię pływania, że jest to cholernie trudny sport i trenuję je tylko dlatego, że w potem jest rower i bieg… ;) Jakiś czas temu moja niechęć zaczęła jednak zanikać. Co więcej, coraz częściej na treningach odczuwałem przyjemność, a i na zawodach w wodzie czuję się lepiej. Wszystko to w związku z postępami jakie uczyniłem. Po prostu jeśli robi się coś lepiej, to i przyjemność z tego większa. Płynąc nie walczę już o życie, chwilami (ale tylko chwilami;)) czuję nawet, że płynę ładnie, technicznie i zdarza mi się poczuć flow taki jak na biegu lub rowerze. No i na zawodach wreszcie zacząłem wychodzić z wody w pierwszej połowie stawki, to też zrobiło różnicę.
Odebrałem to jako znak, że mogę wejść na kolejny poziom. Gdy zaczynałem, bardzo zależało mi na treningach indywidualnych. 100 proc. uwagi trenera poświęcone tylko mi. Poprawki do ruchu ręką, do pracy nóg, do oddechu, rotacji, trzymania głowy, nóg, brzucha itd. itp. Miałem jednak problem ze zmuszeniem się do pracy poza strefą komfortu. Przecież i tak robię postępy, nie? I potem zobaczyłem, jakie postępy zrobił MS przez dziewięć miesięcy treningów grupowych: w Poznaniu rok temu był w 1/3 stawki, a teraz w mniej niż 10 proc.! No i poprawa czasu z 37,5 min. na niewiele ponad 30. To jest konkret! A przecież im jest się szybszym, tym o postępy trudniej.
To efekt przede wszystkim tego, że kolega MS to tytan pracy, w treningach grupowych odnalazł się więc bardzo dobrze. Ja nim nie jestem, trudno mi się zmusić do ciężkiego treningu pływackiego samodzielnie, a jeden w tygodniu z trenerem przestał mi wystarczać. Od początku października dołączam więc do pływackiej części drużyny Trinergy i dwa razy w tygodniu będę z nimi pływał. Na razie się boję, bo nie wiem jak będzie wyglądać grupa, treningi i co z tego w ogóle wyniknie (no i obowiązkowe wstawanie dwa razy w tygodniu o 5:20…). Ale o umiejętnościach trenerskich Kuby słyszałem wiele dobrego, przekonamy się!:)
A przy okazji pora na rozwiązanie sierpniowej edycji Biegiem po Piwo. Tym razem los uśmiechnął się do Artura S. Artur w sierpniu wybiegał 184,81 kilometrów, głównie w ramach przygotowań do szczecińskiego Półmaratonu Gryfa. Tenże ma już za sobą, a kolejny ważny krok w karierze biegowej Artura, to Dębno Maraton 2015. Artur jest fanem Guinessa, wyszukałem mu więc ciekawego stouta i Poczta Polska już go niesie. Padło na piwo Kazamaty Króla, które pochodzi z jednego z nowych browarów rzemieślniczych: Jana Olbrachta. Arturze, mam nadzieję, że piwo będzie Ci smakowało!
Osobiście bardzo ucieszyłem się z wygranej Artura, bo jest to facet z Kostrzyna nad Odrą, a kto mnie choć trochę zna ten wie, że Kostrzyn jest mi miejscem wyjątkowo bliskim. To tam od 2004 r. odbywa się bowiem Przystanek Woodstock, z Kostrzynem mam więc masę fantastycznych wspomnień.. I tak właśnie, dzięki zabawie Biegiem po Piwo, mam z kim pobiegać podczas przyszłorocznego Woodstocku:)
Pierwszą część czytałem prawie z takimi wypiekami na twarzy jak "Bez ograniczeń"… :) Bo i przejścia podobne do tych, co Najtwardsza Kobieta na Świecie je miała…