– Ale naprawdę Ci się chce? – zapytała w sobotni poranek A. widząc, że o 7:35 z bananem na ustach jestem już ubrany w biegowe Dobsomy i gotowy do szykowania śniadania. Kurde, no pewnie, że mi się chce! Sport amatorski to przede wszystkim pasja i gdyby mi się nie chciało, to po prostu bym tego nie robił. Nie ma tutaj co kombinować. Nie chce Ci się biegać, to nie biegaj. Żyj w zgodzie z samym sobą.

Trzeba mieć swoją własną pasję, by zrozumieć człowieka, który przewraca swoje życie do góry nogami, świadomie rezygnuje z wielu uciech przez nie oferowanych i z uśmiechem na twarzy w deszczu, wietrze czy śniegu wychodzi biegać/na rower/basen. Przecież 99 proc. sportowców amatorów nigdy nie osiągnie wymiernego sukcesu w postaci wysokiego miejsca, nagród itd. Nie robimy tego dla sławy i splendoru, a dla siebie. Robimy to, bo lubimy i sprawia nam to przyjemność. Po prostu. Nie ma tutaj wielkiej filozofii, choć owa przyjemność z uprawiania sportu ma wiele imion i każdy może ją postrzegać na swój sposób.

Rozpoczyna się w trakcie treningu/zawodów. Po prostu lubimy biegać, pływać, jeździć na rowerze, grać w piłkę itd. Jedni lubią pielęgnować kwiaty w ogrodzie, inni dłubać w warsztacie, a my kochamy wysiłek fizyczny. Daje on wolność umysłowi, pomaga pozbyć się stresu i sprawia, że świat wydaje się być mniej parszywy. Większość osób niezwiązanych ze sportem nie jest w stanie pojąć jak to możliwe, by zmęczenie było przyjemne. Tak, jest przyjemne. Nawet gdy dasz sobie w palnik do wyrzygu, tak że trudno o oddech, a pikawa chce wyskoczyć z klaty i pohasać sobie na polu, to jest to przyjemne. Ja nie rozumiem jak palenie papierosów może być przyjemne, a inni nie łapią mojej miłości do zmęczenia. Moja kochana mamuśka składając mi życzenia mówi zawsze „I dalszych sukcesów sportowych, żebyś tylko się tak nie męczył” idealnie obrazując niezrozumienie dla tego, o czym piszę.

Niepodważalnym argumentem za tym, że sport jest przyjemnością są endorfiny. Wg Wikipedii jest to „grupa hormonów peptydowych, wywołują doskonałe samopoczucie i zadowolenie z siebie oraz generalnie wywołują wszelkie inne stany euforyczne (tzw. hormony szczęścia)”. Długotrwały wysiłek fizyczny wywołuje wzmożone wydzielanie endorfin. Pojawia się tak zwana euforia biegacza, co tłumaczy te uśmiechy.

Sport daje też ogromną satysfakcję. Po raz pierwszy w chwili ruszenia zadka z domu. „Ha! Wyszedłem biegać, a oni siedzą i rozpłaszczają sobie pośladki!”. Po raz drugi satysfakcja występuje po zakończeniu treningu, po raz trzeci zaś po zrealizowaniu celu startowego bądź osiągnięciu sukcesu. A sukces w sporcie amatorskim ma cholernie wiele imion. Dla X sukcesem życia będzie start w biegu na 10 km i ukończenie go, dla Y liczy się by cały maraton przebiec bez zatrzymywania się, dla Z każda życiówka to sukces w walce z samym sobą, a nie brakuje i harpaganów, którzy na zawodach walczą o jak najlepsze miejsca. Każdy sukces to ogromna satysfakcja i motywacja do dalszej pracy. Nie ma lepszych i gorszych sukcesów, sukcesy każdego z nas są tak samo ważne, tak samo fajne i tak samo ciężko wypracowane.

Warto mieć pasję, bo pasja łączy ludzi i dzięki sportowi poznałem wiele fantastycznych osób. Oczywiście, że w pozasportowym życiu mam masę wspaniałych znajomych i przyjaciół, ale wyznaję zasadę, że im więcej dobrych ludzi wokół mnie, tym lepiej:) A uprawiając sport poszerzam swoje towarzyskie horyzonty. Jedni się na nich pojawiają i znikają, a inni pozostają na dłużej.

Chce nam się także ze względu na gadżeciarsko-technologiczną otoczkę sportu. Jest to szczególne widoczne w przypadku triathlonu, który nazywany jest sportem dla gadżeciarzy. Ileż to rzeczy można sprezentować takiemu zaangażowanemu triathloniście! Bidon aero, karbonowe buty, zegarki, coraz lżejsze elementy do roweru, tri-stroje, książki, koszulki – można by tak wymieniać w nieskończoność. Takie dodatki uprzyjemniają uprawianie sportu i dodają motywacji. Kolarze potrafią godzinami przeglądać ramy czy koła, biegacze monitorują nowe modele butów i zegarków, to jest naprawdę fajne. Przypomina przeglądanie klaserów ze znaczkami przez zapalonych filatelistów czy sommeliera, który dla spróbowania dobrego wina jest w stanie przejechać pół świata.

Nie chcę tu oczywiście nikogo przekonywać, że sporty wytrzymałościowe to tylko uśmiech, radość i szczęście. O nie. Sport to pot, zmęczenie, a przede wszystkim wyczerpująca praca fizyczna i psychiczna. Im lepszy jesteś, tym trudniej utrzymać poziom i wspinać się wyżej. Im lepszy jesteś, tym więcej wyrzeczeń, czasu spędzonego w samotności, bólu mięśni i kwasu mlekowego odkładającego się w nich. Tylko, że te wszystkie negatywnie brzmiące rzeczy my po prostu lubimy. Pytany o miłość do gór Pusty mawia, że ludzi można podzielić na dwa rodzaje: a) na tych którym nie trzeba tej pasji tłumaczyć. b) na tych którym się jej nie wytłumaczy. I ja myślę, że tak jest z każdą pasją, nie tylko z górami. Jak ktoś nie rozumie i nie chce zrozumieć, to szkoda strzępić języka. Lepiej iść na trening.


7 KOMENTARZY

  1. Biegam od niedawna… Wróć. Od niedawna biegam regularnie. Wcześniej był to wypad raz na 2-3 tygodnie, czasami rzadziej. Ale tego chyba bieganiem nie można nazwać. ;) Od niedawna więc Biegam, przez duże B. I chociaż stawiam swoje pierwsze kroki, bo cóż to za wynik w okolicy 5min/km przy dystansie 3 km, to przyjemność i satysfakcję jaką odczuwam z tego tytułu jest nie do opisania.

    A słowa „Pustego”, to jest jakiś Coelho albo inny artysta. Świetnie ujęte. Od wielu lat, zajmuję się bardzo mało znanym i bardzo mało praktycznym sportem (bo jak inaczej można nazwać japońską szermierkę?), i nie sposób jest wytłumaczyć komukolwiek dlaczego to robię. A to jest po prostu pasja. Nigdy nic z tego nie będę miał, więc po co to robię? Męczą mnie takie pytania…

  2. Mój ulubiony temat – bo często zastanawiam się skąd mi się tak chce męczyć i dlaczego tak mnie to cieszy. Podpisuję się zdecydowanie pod tym co napisałeś, ale dodam jeszcze parę uwag. Po pierwsze nie każdemu taki los pisany – myślę (na bazie doświadczeń i obserwacji) że są ludzie, którzy nigdy nie osiągną przyjemności z łamania kolejnych barier, spędzania godzin w warunkach które powodują że błagalnie się mysli się o powrocie do domu, a na koniec człowiek jest szczęśliwy że coś takiego przeżył. Niektórzy po prostu nie czują tego, nie chcą i nie potrzebują. A inni właśnie potrzebują, muszą, bo tak ich mózg jest zaprogramowany. Odkąd pamiętam stawiam sobie wyzwania (psycholog by pewnie wyjaśnił dlaczego) powodujące częste pukanie się w głowę innych osób – jeżdżenie na nartach przy -20 C, pływanie na desce przy 9 beaufortach, bieganie w deszczu i śniegu, jazda na rowerze po górach przed miesiąc non-stop. A teraz mam bieganie idące w stronę coraz bardziej dziką i odległą od miejskiego joggingu. Nawet już sobie tego nie tłumaczę – po prostu tego potrzebuję :) Dorzucę jednak też łyżkę dziegciu – w obecnych czasach i wirtualnych społecznościach, motywacją bywa też „mini -sława” – endo, FB, blog. To ta ciemniejsza strona pasji ;) Fakt jest jednak taki, że clou tej pasji faktycznie są ludzie i znajomości – dla takich drobnych chwil, kiedy bez słów możesz zrozumieć się z innymi „wariatami” i wspóldzielić z nimi dolę i niedolę na trudnych zawodach naprawdę warto żyć.

    • Ava, w dzieisejszych czasach to zapewne ciemna strona każdej pasji. Tam gdzie są wspólne zainteresowania, gdzie ludzie zwracają uwagę na to co robią inni (bo lubią robić to samo) zawsze się znajdzie ktoś, kto tej uwagi po prostu potrzebuje. A że stara się ją pozyskać w sposób, że tak to określę, nieszczęsny, to już inna sprawa.

    • Dokładnie tak jak mówisz – nie każdy pasję ma i jest w stanie ją zrozumieć. W naszym przypadku pasja łączy się z wysiłkiem, z przekraczaniem granic i ustanawianiem ich na nowo.

      Nie do końca jedna zgodzę się z tym, że czerpanie motywacji ze „sławy” jest ciemną stroną tego. A dlaczego ciemną? Czy fakt, że podczas swojego ostatniego maratonu myślałem o Blogaczach, którzy śledzą nasze wyniki i dopingują nam, jest zły?:) Społeczności online to dodatkowe źródło motywacji, owszem, ale jeśli dodaje to sił do treningów, to wg mnie więcej jest tego plusów (wychodzisz na trening, robisz go), niż minusów (zwykła ludzka pycha, która każe Ci się potem tym treningiem chwalić;) O ile to sport jest ważniejszy od tej „sławy”, to nie jest chyba tak źle:)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here