Pimpuś to samiec w każdym calu. Nic więc dziwnego, że w ligomistrzowy wieczór zażądał ustawienia trenażera w salonie przed telewizorem i spędziliśmy 50 minut oglądając multirelację z dzisiejszych meczów. A był to trening bardzo ważny, bo pierwszy w ramach przygotowań do sezonu 2015, w którym na rowerze zbliżyłem się do granicy strefy komfortu. Popatrzyliśmy na siebie z tą granicą, zmierzyliśmy się wzrokiem, mrugnąłem do niej okiem i… wycofałem się na z góry upatrzoną bezpieczną pozycję.
Po miesiącu rowerowego budowania bazy i pracy „w tlenie” wkraczam w drugi etap planu. Pora przywitać się z wyższymi intensywnościami, z cięższym oddechem i strumieniem potu lejącym się na podłogę. To będzie mój trzeci triathlonowy sezon i zamierzam uniknąć błędu z lat ubiegłych, kiedy to zimą kręciłem zbyt mało. Od samego początku przygotowań stawiam na regularność i póki co mi się to udaje. Od tego tygodnia w rozpisce pojawiają się dwa treningi tygodniowo i wzrasta intensywność pracy. Najważniejsze, że nie mam problemu z siadaniem na rowerze, chyba po prostu zaprzyjaźniłem się z trenażerem:)
Na basenie zapierniczam aż miło. Założyłem sobie, że nie opuszczę ani jednego treningu z Trinergy ze względu na okoliczności inne niż urlop lub poważna choroba. I tak jest. Prycham, dyszę, cierpię katusze przy ćwiczeniach, ale zapieprzam jak się patrzy. Widzę postępy w technice, są postępy w czasach osiąganych na krótkich dystansach, efekty na 1900 metrów mają pojawić się latem.
Biegowo jest podobnie jak na rowerze. Niedawno do „tlenu” dodałem drugi zakres, w Toruniu na Mikołajach był trzeci, a w sobotę w Falenicy będzie już pĄogień z dupy. Ta Falenica jest o tyle ważnym elementem przygotowań, że można tam solidnie popracować nad siłą, a to tej zimy będzie istotne. Uważam bowiem, że do dobrego startu w Biegu Rzeźnika muszę skupić się w dużej mierze właśnie na niej. 10-godzinny wysiłek nie jest mi straszny, ale mocne mięśnie będą niezbędne. Nie będzie więc zamulania i klepania zbędnych kilometrów (planuję kilometraż podobny do przygotowań maratońskich). Będzie za to dużo ćwiczeń, dużo schodów, podbiegów i zbiegów oraz, mam wielką nadzieję, krótkich wyjazdów na kilkugodzinne pobieganie po górach. Test zimowych przygotowań na Półmaratonie Warszawskim, a w głowie kołata mi szalona myśl ataku na czas 1:19, zobaczymy…
Oprócz regularnych tri-treningów wróciłem do systematycznych ćwiczeń w domu oraz reaktywowałem #schodingpĄpkins. Fabryka przeniosła mnie z piątego na dziewiąte piętro – 198 schodków rano to już coś i staram się robić to kilka razy w tygodniu. Do tego pĄpaski, drążek, brzuchy i inne ćwiczenia w domu, Endomondo pęka w szwach.
Czy zakończony obecnie etap „bazy” był niezbędny skoro niektóre plany treningowe w ogóle go nie zawierają? Mam poczucie, że mi akurat potrzebny był. Dzięki niemu nic mnie nie boli, organizm powoli wdrożył się do obciążeń treningowych (po trzytygodniowej labie) i chce mi się zapitalać. Co ważne, cały czas pilnuję regeneracji, niezmiennie piątek jest dniem bez treningu, a wysypianie się to absolutna podstawa:)
A motywacja? To temat na osobny wpis, bo bywają takie dni, że muszę się stopować.
Polecasz jakiś konkretny model trenażera? Chciałem kupić w decathlonie, ale nie było na stanie tego co chciałem wziąć a jak się pojawił to nie jest już przeceniony i kosztuje 699 :/
Ja mam używany Elite Supercrono Power Mag, kupiłem go za 500 zł, jestem bardzo zadowolony. To rzecz, którą moim zdaniem można spokojnie kupować używkę, przecież szlifu czy gleby nie zalicza;)
Masz ułożony jakiś konkretny plan treningowy na rower?:>
Mirek, jak zwykle w moim przypadku: BARDZO KONKRETNY!;D
Wygląda tak:
– do połowy grudnia spokojne kręcenie z elementami techniki (1 noga, kadencja);
– do końca stycznia jeszcze więcej techniki (w/w) plus okolice drugiego zakresu i „podjazdy”
– do końca lutego przenoszę ciężar na podjazdy i drugie zakresy
– w marcu dołączam trzecie zakresy (cały czas podjazdów sporo)
A potem już wiosna! ;)