Falenica #2
Nadal nie odkryłem idealnej taktyki na Falenicę. Zaliczyłem tam już łącznie z dziesięć startów, a wciąż nie wiem, jak to polecieć, by było optymalnie. Na płaskich biegach to oczywiste, tutaj gdzie co chwilę jest w górę i w dół, nie jest to takie proste. Podczas dwóch pierwszych startów tego sezonu starałem się krygować na początku i w efekcie pobiec równo całość. Tak było dwa tygodnie temu. 13:33, 13:36, 13:40 – jak w zegarku te okrążenia zapakowałem! W przeliczeniu na tempo min/km oznacza to różnicę 1-2 sek. na kilometrze. No i życióweczka wpadła, więc chyba taktyka się sprawdziła:)
Oczywiście nie było lekko, oczywiście mięśnie paliły, a parę razy na zbiegu lekko krzywo stanąłem i ścięgna aż krzyknęły z wrażenia. Ale tempo utrzymałem. Sił nie starczyło tylko na solidny finisz. Do mety dobiegliśmy we czterech, ale choć w wynikach trzech z nas jest ex-aequo, to na mecie byłem zaledwie trzeci z tej czwórki. Nie jest to dla mnie powód do dumy, ale z drugiej strony falenickie bieganie to nadal starty treningowe o priorytecie C, więc nie ma się co przejmować.
Największym wydarzeniem drugiej edycji tegorocznej Falenicy nie były jednak życiówki, ale coś innego. Ileż to już razy pisałem, że to ludzie sprawiają, że bieganie jest tak fascynujące i radosne. Pąpkinsi są właśnie takimi ludźmi, ale to co wydarzyło się na drugiej Falenicy przerosło moje oczekiwania.

Tak, to jest tort. Tort z logo najlepszej drużyny we wszechświacie, czyli Smashing Pąpkins! Idealnie wpisało się to w klimat biegania w Falenicy, gdzie spotyka się tłumy znajomych, zagada się czasem i spóźni na start i zawsze, ale to zawsze wraca do domu z bananem od ucha do ucha. Rob i żono Roba, jesteście niesamowici! Zresztą, każdy pĄczłowiek jest niesamowity. Dziś dopingowaliśmy do końca wszystkim, a Mamuśka jak zwykle dostała taką owację, że głowa mała. Ale nic dziwnego, bo oczywiście znów zrobiła życiówkę, co więcej na falenickich wydmach biega już szybciej niż jesienią na asfalcie. Kosmos! O kim mowa? Poczytajcie.

kĄkurs, kĄkursik, kĄkursiątko!
Jak znam życie, to po przeczytaniu tytułu nie możecie się już doczekać info o tym, cóż to za kĄkurs tym razem. Otóż mam do rozdania pakiet startowy na 5. Pabianicki Półmaraton oraz dwa pakiety na… „Bieg na Szpilkach”. Impreza odbędzie się 29 marca br. i jest bardzo ciekawą alternatywą dla Półmaratonu Warszawskiego, w którym to pobiegnę ja. Tak, tak. To nie żart. Jako impreza towarzysząca odbędzie się 100-metrowy wyścig na szpilkach, które wg regulaminu muszą mieć co najmniej 7 cm wysokości i maksymalnie 1,5 cm średnicy fleka;) Szczegóły znajdziecie w regulaminie. Dla kogo te pakiety? Dwa ostatnie oczywiście dla kobiet:) W pierwszym nie ma kryterium płci;) Zrobimy szybką akcję. Chętni na pakiet proszeni są o wpisywanie tu w komentarzach swojej chęci (wraz z informacją o tym, jaki pakiet chcecie:)) wraz z JEDNYM ZDANIEM UZASADNIENIA. Komisja szanowna wylosuje zwycięzców. Czas macie do końca środy 28 stycznia br. START! Wyniki w czwartek tutaj w komentarzu oraz, jak się uda, w nowym poście.. :)
Falenica #3
Ale wróćmy do taktyki na falenickie wydmy. Mijają dwa tygodnie, znów stawiam się na starcie XII Zimowych Biegów Górskich w Falenicy. Tym razem podejmuję ryzyko i biegnę zupełnie inaczej. Ustawiam się na przedzie, zaczynam mocno i jeszcze wyprzedzam na pierwszej górce. Ha, mocno to mało powiedziane. Startuję i lecę jak kuna rowem, jak dzik po trufle, jak słoik po zapasy do mamy!
Garmin pokazuje tempo około 4:20, co w przeliczeniu na falenickie jednostki oznacza poniżej 4:00 (zegarek mierzy tam 9 km, a orgowie mówią, że jest 10, stąd ten przelicznik), jest grubo! Pierwsze okrążenie kończę z czasem 13:03, o pół minuty (10 sek/km) szybciej niż dwa tygodnie wcześniej. Kończę je z językiem na wierzchu i ledwie zipię. Gdyby udało się utrzymać tempo, zrobię 39 min., to już szalony czas na poziomie drugiej dziesiątki (moje miejsce w szeregu to przełom trzeciej i czwartej). Gdyby…;)
Ale doskonale wiem, że tak się nie da, bo już na początku drugiego okrążenia zaczynam Ómierać. Na chwilę siły dodaje Marta na pierwszym podbiegu zagrzewająca mnie do walki „Krasus, dajesz, super Ci idzie!”, ale problemy już ustawiają się w kolejce pod moimi drzwiami. Formuje się 4-5 osobowa mocno lecąca grupa, wszak w kupie raźniej, nie? No i sobie ciśniemy, zaczynamy już dublować, ale zdaję sobie sprawę, że nie uciągnę z nimi do samej mety. Chłopaki biegną w miarę spokojnie, a ja dyszę jak miech kowalski, smarkam i pluję na boki, a im dalej, tym bardziej zwalniam na podbiegach. Jeszcze próbuję zbiegać na pełnej pydzie, dzięki temu utrzymuję się w grupie, ale mój koniec jest bliski. I bodaj na piątym podbiegu drugiego kółka łapie mnie kryzys. Zwalniam, bo jak tego nie zrobię, upadnę i sczeznę tam na tych falenickich górkach.

Druga pętla w 13:30, jeszcze nie jest źle. Jak przyśpieszę, to i 40-tkę złamię! Haha, sam się w myślach zaśmiałem z głupoty tego pomysłu. Przyśpieszę… Znów porcja motywacji od Marty, potem innych znajomych (pozdro Mamuśka, Ren, Winnie, Przemo i cała reszta!), ale to niestety nie wystarcza. Na trzecim podbiegu trzeciego kółka przyglądam się mroczkom przed oczami, a w płucach czuję palenie. Na zbiegach nie ma już pędzenia na złamanie karku, na płaskim nie cisnę już po 4 min/km. W każdym momencie próbuję złapać oddech, uspokoić na chwilę pikawę i dać odetchnąć mięśniom.
Za mną już 19 podbiegów, jeszcze tylko dwa. Oraz dwa zbiegi i meta, ufff… Ale w tych dwóch jest szósty. A szóstego najbardziej nie znoszę. Ten szósty to kawał skurczybyka jest. Zaczyna się dość łagodnie i można pocisnąć. Ale potem robi się piaszczyście i bardziej stromo i jeszcze bardziej stromo, a nachylenie przekracza 10 procent. To jednak nie koniec, bo przed samym końcem jest kilka metrów kopnego piachu, na tych paru metrach można się naprawdę zajechać. Kryzys potęguje się oczywiście na tym podbiegu. Mroczki przed oczami, niemożność złapania oddechu („No Krasusie, przynajmniej nie powiesz, że się obijałeś!”) i chęć do rezygnacji. Ale przecież rezygnacja nie idzie w parze z moim motto #niemaniemogę, więc zaiwaniam, choć nie da się ukryć, że tempo solidnie spada. Na szczycie ostatniego podbiegu spoglądam na zegarek, 39:30. Do mety mam jakieś 200 metrów. Choćbym się zesr…, to poniżej 40 min nie zejdę. Daruję sobie więc fekalne przygody i kończę z czasem (wg stopera) 40:15.
Ostatnie okrążenie w 13:43 to nie jest powód do dumy, bo do drugie najwolniejsze okrążenie w tym sezonie (z dziewięciu). Zdecydowanie przesadziłem na początku i zapłaciłem za to potem. Trudno mi jednak jednoznacznie orzec, czy było warto tak pobiec, czy też nie. Wszak życiówka poprawiona o 45 sekund po dwóch tygodniach to nie byle co. Może jednak trzeba troszkę szybciej tę pierwszą pętlę pobiec dopóki ma się siłę? Myślę, że tym razem przesadziłem, ale pobiegnięcie okrążenia w okolicy 13:15 powinno pozwolić mi na w miarę sensowne trzymanie tempa do końca, wystarczyłoby potem po 13:22 i 40-tka pęka:) Kolejna edycja już za dwa tygodnie, 7 lutego. Do tego czasu zrobię jeszcze trochę podbiegów i siły biegowej w domu, w końcu pęknie to 40!
Ja chcę szpilkowy pakiet, ja chcę! Dlaczego ja? Bo mam szpilki i jak go nie dostanę, bo Wam je wbiję gdzieś;)
Ożesz, brzmi jak groźba… ;)
Gratuluję i zapraszam do kontaktu z organizatorami na adres: biuro@pabianickipolmaraton.pl, w tytule maila podajcie: KONKURS – Biecdalej.pl
„Dajesz Mamuśka” – doping Krasusa wypłaszcza nawet szóstą górkę i daje takiego kopa, że życiówkę mam w kieszeni :)
Jeszcze trochę, a i 60 min. w Falenicy pęknie!:)
Dzięki Marcin :)
Oj nie marudź – taka piękna życiówka więc nie masz co się przejmować tym ostatnim najwolniejszym kółkiem w sezonie. Przecież liczy się czas na końcu biegu a nie pojedynczej pętli! :)
Za 2 tygodnie spokojnie złamiesz te 40 minut :)
Wszystko zależy od warunków, jak sypnie i zamarznie, to będzie jazda.. ;)
Gratulacje Krasus, znow rewelacyjna relacja, Mistrz biegania i „piora” ;-)
ja szpilki mam, ale biegne w Wwie (lecz nie na szpilkach) :-) pozdrowienia!
Jak znasz kogoś potencjalnie chętnego, koniecznie daj mu (jej) znać! ;)
Czterdzieści minut w biegu (było nie było) górskim. Nie ogarniam…
Ogarniasz, ogarniasz.. ;) Wiesz, z tą Falenicą to jest o tyle ciekawie, że ni chu-chu nikt nie wie, ile ona ma. Garminy jak jeden mąż liczą 9 km. Ale tam jest naprawdę ciasno, kręto i górkowato, więc zakładam dużą niedokładność GPS, a ORGowie twierdzą, że pętla ma 3,33 km. Trzeba by się kiedyś rowerem górskim przejechać i zmierzyć..;)
Poza tym to jednak 21 wcale niemałych podbiegów i zbiegów a GPS liczy tak jak byś biegł po płaskim. No i tak jak piszesz, mnóstwo zakrętów i gęstych drzew. Ja mam w pracy takie kółko jakim policja mierzy drogę hamowania przy wypadkach a ono jest bardzo dokładne. Może kiedyś się z nim przebiegnę jak wpadnę samotnie pobiegać po górkach :) Wtedy rozwiejemy wszelkie wątpliwości.
Jako, że sobie tak o dystansie falenickim mówimy to najmniej mi z gps-u zliczyło 8,88 km. Wyśmienita relacja Marcin. Tu jest parę fotek z Falenicy #3 od mojego kumpla: https://www.facebook.com/vincec.foto?sk=photos
Mam już zdjęcia od Vinceca, zgadaliśmy się na FB, dzięki! A jeśli chodzi o dystans to średnia z GPS-ów wynosi około 8,95-9 km, ale… jak już Rob w/w wspomniał, jest pewien pomysł i Smashing Pąpkins przeprowadzi oficjalną atestację trasy:D
Prosze o Pabianice! Dlaczego? Bo jestem Twoim tajnym lodzkim fanem – moze malo aktywnym publicystycznie, ale sledzacym bacznie Twoje poczynania sportowe :D
Gratuluję i zapraszam do kontaktu z organizatorami na adres: biuro@pabianickipolmaraton.pl, w tytule maila podajcie: KONKURS – Biecdalej.pl
Bardzo chętnięwystartuję w Półmaratonie Pabianickim i wezmę pakiet, ponieważ jest to jedyny dystans na którym jeszcze nie startowałem. A jak debiutować, to w fajnym mieście. Nie mam tam też daleko. :-)
Ja,ja,ja poproszę Szpilkowy pakiet-biega mąż całkiem nieżle,syn wygrywa okoliczne zawody ,buty już mam -patrz szpilki,do Pabianic niedaleko, więc chyba czas na debiut:)
Agnieszko, wygrywający syn wygląda zachęcająco! :)
Gratuluję i zapraszam do kontaktu z organizatorami na adres: biuro@pabianickipolmaraton.pl, w tytule maila podajcie: KONKURS – Biecdalej.pl
Hm ,syn jak syn,zachęcajaco to wygląda mama w szpilkach :)
Hej! Nie ma chętnych, to ja wezmę ten pakiet – będzie mi pasował do tablicy „koniec wyścigu” ;)))
Oczywiście marzy się pakiet na połóweczkę. Why ? W tamtym roku po przebojach z kontuzją udało się po prostu ukończyć – czas to zmienić i podjąć rękawice po raz drugi!
KarolaS, AGNIESZKA i SzakalSzaleniec – WYGRALIŚCIE!:)
Gratuluję i zapraszam do kontaktu z organizatorami na adres: biuro@pabianickipolmaraton.pl, w tytule maila podajcie: KONKURS – Biecdalej.pl
Super,dzięki -podeślę zdjęcie po…:)
Jak łódzcy fani zgarniają pakiety to może i coś dla aborygenów z Pabianic by się ostało. ….bo z chęcią pobiegnę na własnym podwórku :P
Tomku, u mnie kĄkurs już się skończył, acz z tego co wiem, to będzie coś do wyciągnięcia jeszcze tu czy tam. Śledź ich Facebooka, na pewno o tym poinformują:)
Rzeczywiście ta trasa nie należy do najłatwiejszych, choć może wydaje się lajtowa, w następnym biegu też biorę udział i mam zamiar powalczyć o dobry wynik. pozdrawiam ekipę runnersów.