W 2014 r. na szeroko pojętą aktywność sportową poświęciłem 505 godzin 8 minut i 37 sekund – tak podsumował mnie Endomondo. Oczywiście część z tego to rekreacyjna jazda rowerem, gra w squasha, ping-ponga itd. Coś, co mogę nazwać treningami zajęło mi prawie 470,5 godz., czyli niemal 20 pełnych dób. Gdyby uznać, że dzień pracy trwa 8h, to przepracowałem na treningach 59 dni. Do tego rozgrzewki, schłodzenia, rozciągania, prysznice i dojazdy a basen – w zasadzie do połowy etatu by to chyba doszło.
Samych tri-treningów (pływanie, rowerowanie, bieganie) było 392 godziny, z czego bieganie pochłonęło 214 godz. Tak moi drodzy, przez 214 godzin tego roku biegłem. W tym czasie uklepałem 2233 kilometry, o 14 proc. więcej niż przed rokiem (wzrost 2013 vs 2012 wynosił 11 proc., co uznaję za zdrowy objaw i zamierzam tę tendencję utrzymać – w 2015 r. pęknie 2500 km). Na tle biegowego światka nie jest to dużo, niektórzy mogliby wręcz uznać, że niewiele, ale mi wystarczyło.
Rok 2014 wg czasu treningu (w godzinach)
Wyszczególnienie | 2014 | 2013 | 2012 |
---|---|---|---|
Pływanie | 94,2 | 97,6 | 13,1 |
Kolarstwo | 83,9 | 76,8 | 13,0 |
Bieganie | 213,7 | 200,3 | 188,2 |
ŁĄCZNIE TRI-SPORTY | 391,8 | 374,7 | 214,3 |
Siła, schody itd | 78,6 | 56,7 | 19,4 |
ŁĄCZNIE TRENINGI | 470,4 | 431,4 | 233,7 |
Rekreacja | 34,7 | 31,5 | 66,2 |
ŁĄCZNIE SPORT | 505,1 | 462,8 | 300,0 |
Wystarczyło, by zrobić zajefajne życiówki na wszystkich możliwych trasach i dystansach biegowych oraz triathlonowych, wystarczyło też, by zanotować 36 startów (trzy miesięcznie!) i w 32 z nich się ścigać (cztery były treningowe). W 19 przypadkach zmieściłem się w 10 proc. startujących, w 18 w pierwszej dziesiątce (byłem na każdej pozycji od 1 do 10), osiem razy plasując się w czołowej piątce i czterokrotnie lądując na pudle.
Wygrałem I Towarzyski Aquathlon przy Jeziorku Czerniakowskim, byłem drugi w Złocie dla Zuchwałych (50 km na orientację), a trzeci w #120 Parkrun Łódź i przede wszystkim na mistrzostwach Polski w biegu na orientację na dystansie 50 km (Trudy 2014). Oczywiście to ostatnie to najbardziej nieoczekiwany i fantastyczny triumf, cały czas jak o tym myślę to nie do końca wierzę w to, że stanąłem na pudle mistrzostw Polski, choć wiadomo, że bieganie na orientację na 50 km to dyscyplina sportu niszowa.
Rok 2014 na biegowo

Ale nie tylko dobre miejsca się liczą. Bo jak porównać drugą pozycję w przeciętnie obsadzonym Złocie dla Zuchwałych z 430. miejscem w ABN AMRO Rotterdam Marathon (2:59:01), jednym z najszybszych i największych maratonów świata? Oczywiście porównać się nie da. Moja druga najbardziej odległa pozycja to 211. lokata podczas 9. Półmaratonu Warszawskiego (1:23:10), ale to właśnie te dwa starty robią największe wrażenie, bo są kapitalnymi czasami wywalczonymi na uznanych imprezach. Nie znaczy to, że mniej cenię zwycięstwo w fantastycznym Towarzyskim Aquathlonie czy pudła w PMnO, ale wynik z maratonu i półmaratonu to szacun na dzielni bez względu na wszystko.
Jedynym miesiącem, w którym na treningi poświęciłem mniej niż 30h był październik, kiedy to, po zakończeniu tri-sezonu, tylko pływałem i trochę biegałem, a w końcu wyjechałem na dwutygodniowe wakacje, które były pełnym roztrenowaniem. Nie zabrałem nawet butów do biegania, przebiegłem jedynie 1,8 km okrążając po plaży wysepkę na której mieszkaliśmy. Ponad 60h spędziłem sportując się w lutym, a to ze względu na obóz biegowy w Tatrach. Średnio w całym roku trenowałem prawie 40h miesięcznie i 9h tygodniowo.
Liczba jednostek treningowych i czas treningu w poszczególnych miesiącach

Największym sportowym sukcesem tego roku był jednak fakt, że wszystko powyższe udało się osiągnąć bez większych problemów zdrowotnych. Kontuzji praktycznie nie było (problemy z kostką i z pasmem nie rzutowały za bardzo na regularność treningów), a zdrowie dopisywało. Gdy czułem się gorzej (było tak może ze dwa razy) odpuszczałem aktywności zewnętrzne i trenowałem pod dachem. Był #SchodingpĄpkins, dużo ćwiczeń w domu, basen, trenażer itd.
Pomijając roztrenowanie, najdłuższa przerwa bez czegoś co nazwałbym treningiem wyniosła… dwa dni. DWA DNI. Zdarzyła się to kilka razy, a przyczyną był zwykle odpoczynek przed zawodami, po zawodach lub… jelitówka, którą spotkałem we wrześniu. Po jej sobotnim ataku, gdy myślałem, że przy gorączce ponad 39 stopni Celsjusza świat mi się zaraz skończy, w poniedziałek zrobiłem już schoding, a we wtorek poszedłem na basen. Poważniejszych chorób niż w/w nie odnotowano. Organizm przyzwyczaił się chyba do tego, że nie ma lekko i przestał protestować;)
Jeśli miałbym sobie czegoś życzyć na 2015 r., to przede wszystkim powtórzenia dwóch ostatnich akapitów. Oby zdrówko dopisywało, a wszystko pozostałe będzie dobrze. Jak na razie jest wręcz doskonale, minęły dopiero dwa tygodnie, a na koncie mam już pudło w PMnO i życiówkę w Falenicy:)
„W tym czasie uklepałem 2233 kilometry, o 14 proc. więcej niż przed rokiem (wzrost 2013 vs 2012 wynosił 11 proc., co uznaję za zdrowy objaw i zamierzam tę tendencję utrzymać – w 2015 r. pęknie 2500 km). Na tle biegowego światka nie jest to dużo, niektórzy mogliby wręcz uznać, że niewiele, ale mi wystarczyło.”
Bardzo mądre zdanie. Że aż się posłużę cytatem mojego planodawcy „lepiej biegać tyle, co nic i kręcić wyniki na zawodach niż ładować jak górnik kilofem, a potem na zawodach kupa ; ) „
A znamy takich górników, znamy… :)
rob, jak na zawodach kupa to faktycznie nieciekawie. :P
Najwięcej biegałeś w zimowe miesiące widzę. Ja jednak wolę hasać jak jest ciepło.
Szykowałem się do maratonu wiosną (kwiecień), więc cisnąłem zimą:) Ale właśnie dlatego zaplanowałem 42,2 wiosną, bo lubię zimę. Latem człek się za dużo poci.. ;) Nie bez znaczenia jest też fakt, że latem więcej jeżdżę na rowerze, no i jest tri-sezon, więc się odpoczywa przed/po startach.
Brawo Krasus! Do przodu i w górę!!!
No wiesz, akurat do przodu i w górę to jest Ava, http://doprzodu-i-wgore.blogspot.com/ ;) Ale poza tym, w pełni się zgadzam:D
czyżby Was nie wylosowali? Sprawdzałem i nie ma Twojego nazwiska :/
Rob, wróbelki ćwierkają, że będzie dobrze… ;)
kurcze będzie kupę fajnych ekip i byłoby zajebiście móc gdzieś z boku pokibicować.
[…] Chyba już wszyscy zrobili podsumowania 2014, oprócz mnie. Zainspirowało mnie podsumowanie siostry (twarda sztuka) oraz Biec dalej i wyżej – blog Krasusa. […]
Zazdroszczę kilometrażu biegowego i regularności. Niestety mi się nie udaje utrzymać aż takie regularności, a jak już się coś wysypie na 5-6 dni to potem zawsze powrót kończy się jakimiś przygodami typu bolące kolano. Ale nad rowerem to się bardziej pochyl w 2015 bo Cię Bo dogoni ;-)
To mój pierwszy rok z takim dobrym zdrowiem i dzięki temu i regularnością. Nauczyłem się też lepiej zarządzać czasem, a to jest w triathlonie kluczowe.. :)
Ładny Ci wyszedł ten rok :)
Ogromne gratulacje Marcin!
To był rewelacyjny rok. Jestem pod wrażeniem i czuję się zainspirowany ; ))
Blog wygląda bardzo ładnie i profesjonalnie (chyba jakiś czas nie byłem)
Wszystko idzie w dobrym kierunku, bardzo mnie to cieszy i w 2015 również Ci kibicuje!
Oj tak, szczerze Ci powiem, że nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobrze.. :) Dzięki, Tobie też samego dobrego w 15:)
PS, dziękuję za dobre słowo o blogu, faktycznie już jakiś czas temu go przebudowałem, ale spoko, wybaczam Ci nieobecność, nadal uważam, że jesteś prze-gość! :)
Gratuluję wyników w 2014 roku oraz życzę aby zarówno w 2015, ale i kolejnych latach omijały Cię kontuzje. Zdrowie najważniejsze niezależnie od osiągnięć sportowych.
„najdłuższa przerwa bez czegoś co nazwałbym treningiem wyniosła… dwa dni.”
Musiałem przeredagować określenie na moje treningi po tym zdaniu na „opier#$%anie się” ;-)
Spoko wpis, pozdrowienia z Poznania.
Wojtek, to kwestia trenowania triathlonu:) Wystarczy 2xbieganie, 2xrower i 2xbasen i już masz sześć treninów w tygodniu.. :D