Mówili, by spokojnie zacząć. Doradzali, by nie biec, tylko iść co dwa kroki. Kazali mocno pracować rękoma i przyśpieszyć od 40 piętra. No to zrobiłem jak kazali, bo bardziej doświadczonych należy się słuchać.

Pierwszych kilka pięter pokazało, że najlepiej mi jest, jak podciągając się w górę pracuję obiema rękoma na wewnętrznej poręczy. No i cały czas szedłem co dwa schodki, nie biegłem ani chwili poza samą końcówką. Już w okolicy piątego piętra złapała mnie solidna zadyszka. Jak pomyślałem sobie, że mam przed sobą jeszcze ponad 40 to ogarnął mnie strach. Nigdy wcześniej nie wszedłem więcej niż 12 pięter! Prawdziwego treningu schodowego nie zrobiłem ani jednego. „Będzie wesoło” – pomyślałem.

Po dwóch-trzech piętrach kryzysu złapałem rytm. Organizm chyba zrozumiał, że to jakiś nowy bodziec treningowy i postanowił się szybko zaadaptować. Wymyśliłem sobie lapować Garmina co 10 pięter, by wiedzieć na czym stoję. Marzyło mi się robić każdą dychę w 1:30, co pozwoliłoby na wynik poniżej 7:30. Ale nie spodziewałem się, że pierwsze piętra będą… podwójne. Tam było tak dziwnie, że pierwszych kilka (a może i więcej) pięter miało cztery mniejsze półpiętra i dopiero był numerek. Nie mam pojęcia czemu tak tam jest, ale w efekcie na 10 piętrze zameldowałem się w 1:50.

Na bodaj 19. piętrze był „punkt odżywczy” i choć może się to wydawać śmieszne na tak krótkiej „trasie”, to był on naprawdę potrzebny. Na klatce schodowej nie ma świeżego powietrza, jest bardzo sucho i już po kilku minutach pojawia się ból w gardle i płucach. Łyk wody i od razu jest lepiej. Druga dyszka w 1:26, jest dobrze. Za chwilę już połowa drogi, bach-bach, hopsa i kolejne piętro. Mocno podciągam się rękoma, cały czas mocny marsz po dwa kroki, ani chwili nie biegnę. Liczba 30 oznaczająca, że do końca 19 pięter to na zegarku 1:25 – przyśpieszam, ekstra jest!

Zaczynam doganiać zawodników, którzy ruszyli przede mną (start był co 30 sekund), łącznie udało mi się wyprzedzić czworo. To dodaje motywacji i na 40. piętrze jestem po 1:21, co za tempo! W końcówce jeszcze trochę przyśpieszam i ostatnia dziewiątka razem kilkumetrowym dobiegiem z dobiegiem do linii mety to 1:16. Czas końcowy 7:18.

Nim spojrzę na widok z góry, walę na glebę. Oczywiście nie po to, by – jak inni – odpoczywać i łapać oddech. Bycie ojcem-założycielem Smashing Pąpkins zobowiązuje! Dziesięć pĄpasków (przez chwilę myślałem o 49, ale byłaby to przesada, hehe). Po minucie nie czuję już bólu mięśni, po trzech mam spokojny oddech, ale kasłanie pojawia się jeszcze przez godzinę czy dwie.

Miejsce 64 open na 676 osób to chyba nieźle jak na całkowite zero przygotowań i pierwsze w ogóle bieganie po schodach. Nie planowałem tego startu, wyszedł całkowicie spontanicznie, zaproszenie last-minute od 4Flex przyjąłem (DZIĘ-KU-JĘ!), by spróbować z czym to się je. To bardzo trudny sport, a Sky Tower Run był zorganizowany na światowym poziomie (mimo kilkugodzinnego czekania na swoją kolej nie nudziliśmy się, bo cały czas coś się działo). To fajny bodziec treningowy, ale na drugi koniec Polski więcej raczej nie pojadę, za duża inwestycja czasowa to dla mnie. Ale w Warszawie chętnie wystartuję dla spróbowania się i innego niż zwykle bodźca treningowego.

I jeszcze scenka rodzajowa na koniec relacji. Pobyt w toalecie i zagajka:
– To co, będą pĄpki na mecie?
– Będą, pewnie, że będą! Wszak przynależność drużynowa zobowiązuje, choć nie wiem, czy uda mi się przed linią mety, bo pewnie będzie dość ciasno.
– Widziałem na maratonie w Poznaniu ktoś od Was pĄpował, super!

I jeszcze chłopak, który pamiętał filmik z finiszu na Zimowym Ultramaratonie Karkonoskim i kolejny, który zagadał przed odbieraniem pakietu startowego i jeszcze jeden. To szalenie miłe, gdy obcy ludzie zagadują na zawodach i mówią coś fajnego o Smashing Pąpkins i o blogu (pozdrawiam kolegę z Zielonej Góry z którym rozmawiałem w niedzielę w Piasecznie!):)

6 KOMENTARZY

    • No wiesz, do pracy na 9 lub 12 wchodzę po schodach i tyle. W porównaniu do gości, którzy na jednym schodowym treningu robią po 200 pięter to jest nic.

  1. No taki wyczyn zrobił na mnie ważnienie. W zeszłym roku nie wiedziałam, że w Sky Tower było takie wydarzenie ale w tym już śledziłam,.

  2. „Organizacja na najwyższym poziomie”? Zdecydowanie nie.
    Starty miały być (i na początku były) co 20 sekund, a dopiero później, gdy okazało się, że zawodnicy się za szybko kończą wprowadzono start co 30 sekund (niezgodnie z regulaminem…).

  3. A co do oczekiwania, to co masz na myśli pisząc „cały czas coś się działo”? Poza atrakcjami dla zawodników (badania, masaże), które można było oblecieć w ciągu pół godziny, nic nie zauważyłem. Do tego ten nudny komentarz naszych „gwiazd” – M.K. i B.I. W zeszłym roku było lepiej: były pokazy skoków na poduchę, samemu też można było skoczyć.

    • @Skyrunner, dla mnie to był pierwszy start, bieganie po schodach kojarzy mi się z kiepską widowiskowością, bo jest tylko klatka schodowa i kicha. Tu był jeden prowadzący na dole a drugi u góry, wywiady, łączenia, dla mnie git. Skoro jednak mówisz że rok temu było inaczej, lepiej to cóż, mogę tylko żałować, jako początkujący byłem jednak pozytywnie zaskoczony.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here