Czy to się mogło udać? Po dwóch naprawdę ciężkich czerwcowych startach w górach (Bieg Rzeźnika i Triathlon Karkonoski nie czułem jakichś bóli mięśniowych, ale solidne zmęczenie całego materiału. To był dla mnie bardzo duży wysiłek. Mimo tego zdecydowałem się pojechać do Poznania na III Bieg Piotra i Pawła, gdzie w ubiegłym roku zająłem zaskakująco wysokie czwarte miejsce. Poza tym Wybiegany zapraszał, a takim kumplom to się przecież nie odmawia.

Pomyślałem: „Kto wie? Może na superkompensacji odpalę jak rakieta i przejdę do elity biegającej dychę poniżej 36 minut?”. Nie przeszkadzał mi w tych pozytywnych myślach nawet fakt, że przez ostatnie trzy miesiące zrobiłem ledwie jeden (JEDEN!) trening szybkościowy pod 10 km;) Start miał najniższy priorytet, więc co by na mecie nie wyszło, miało być OK, pełen luz.

Skupiłem się więc na superkompensacji, przy czym trochę pomyliło mi się, czym ona superkompensacja tak naprawdę jest;)

Są rzeczy ważne i ważniejsze
W liceum miałem najlepszą paczkę kumpli jaką mógłbym sobie wymarzyć. Do dziś utrzymujemy przyjacielskie relacje, ale że trochę nas los po kraju rozstrzelił, to widujemy się rzadko. Najbardziej zacne okazje to wesela i następujące przed nimi wieczory kawalerskie. Hoho, dzieje się. W piątkowy wieczór przeprowadziliśmy więc grupową superkompensację: tequilla w ilościach odpowiednich, a jako przerwa – pląsy na parkiecie. „Pech” chciał, że Asia z Kubą wybrali na miejsce biesiady knajpę z naprawdę dobrą kuchnią, więc i kolejne talerze opróżniałem w tempie godnym ejdżgrupera. Do tego w sobotę grill u rodziców: kaszanka, kiełbaska i browar;) Weekend wyraźnie nie sprzyjał sportowemu życiu.

Nie oparłem się pokusie kilku samojebek!
Nie oparłem się pokusie kilku samojebek!

Niedzielny pomiar na wadze pokazał, że moja superkompensacja przyniosła efekt: 75,5 kg, czyli (oprócz tequilli w piątek) skompensowałem przez ostatnie tygodnie 4,5 kilo ponad wagę startową! Do Poznania jechałem więc na totalnym luzie. Oczekiwanie złamania 36 minut byłoby szalone. Bez treningów szybkościowych, z bagażem na brzuchu i na górskim zmęczeniu – to się nie mogło udać.

Wystartowałem dość mocno. Biegnę po 3:45 i rozglądam się ze zdziwieniem, bo ludzie wyglądający jakby mieli nabiegać co najwyżej 45 min., wyprzedzają mnie jak Ferrari furmankę! Jest pod wiatr, a oni zapieprzają jak szaleni. Nic to, chowam się za plecami kogoś i biegnę swoje. Po kilkuset metrach połowa hartów opada już z sił i zaczynamy ich wyprzedzać.

Nic z tego nie będzie
Już na drugim kilometrze wiem, że moja poranna ocena szans na życiówkę była trafna: nic z tego;) Ale przecież nie odpuszczę, powalczyć zawsze warto. Przede mną dwóch pĄpkinsów: Bartek i Paweł. Nie zamierzam się poddawać i pozwolić im użyć słynnego hashtagu #wygraćzKrasusem;) Biegnę równo swoim tempem. Po kilku kilometrach zrównuję się z Bartkiem i biegniemy krok w krok. Dwóch pĄpkinsów obok siebie. Kurde, zajebiste uczucie! I tak ciśniemy, nie ma sił na rozmowę, raz tylko Bartek rzuca jakieś „Ciężko!”, na co ja odpowiadam moim tradycyjnym „Kurgchwfsgz…”. Na szóstym lub siódmym doganiamy Pawła i teraz jest nas trzech pĄ. Ale odjazd! Pawłowi należy się jednak mała nagana za bieg w innym stroju niż pĄkoszulka – podaj chłopczyku dzienniczek, będzie uwaga!

Dwóch pĄpkinsów!
Dwóch pĄpkinsów!

Trzymam swoje tempo do końca (pierwsza połówka 18:53, a druga 18:51) i wyprzedzam jeszcze kilka osób. Na kilometr przed końcem przechodnie krzyczą, że jestem czternasty, jednak na finiszu dogania mnie jeden z rywali i metę mijam jako piętnasta osoba (piąty w kategorii M30) z 726 finiszerów z czasem 37:44. Od życiówki kawał drogi, ale nie o to w życiu chodzi, by za każdym razem ją poprawiać.

Przyjaciele są ważniejsi. Wszystkiego najlepszego dla Asi i Kuby:), ale na połówkę w Chodzieży to ja będę ważył 71.

9 KOMENTARZY

  1. „Przyjaciele są ważniejsi” – dziękujemy za te piękne słowa i za poświęcenie (trochę dla nas) swojej życiówki na dychę. Jeszcze kilka razy ją poprawisz – tego jesteśmy bardziej niż pewni! Po prostu bez Krasusa i NKŚ weselisko nie byłoby takie wyjątkowe. Dzięki Wam mamy piękne wspomnienia, których, tak jak wspólnie spędzonego czasu nikt nam nie zabierze!

Skomentuj Aga Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here