Przeprowadzenie badań wydolnościowych to dla większości sportowców-amatorów chwila, w której można poczuć się jak profesjonalista. Na twarzy maska do mierzenia pojemności oddechowej płuc i ilości wdychanego tlenu, specjalista dokonujący nakłuć palca co kilka minut w celu zmierzenia poziomu zakwaszenia – takie rzeczy się nam na co dzień nie zdarzają, frajda jak ta lala! Któż by nie chciał?

W tym sezonie przeprowadziłem kolejne badania, tym razem w firmie SportsLab, a wcześniej trzykrotnie (dwa razy biegowo i raz rowerowo) badałem się w 4Sport LAB. Różnice pomiędzy podejściami obu firm opiszę na końcu tekstu, bo są i mają wg mnie znaczenie. Teraz chciałbym krótko podzielić się z Wami swoimi przemyśleniami co do tego, czy w ogóle badania są potrzebne i ewentualnie komu.

Czy badania wydolnościowe są niezbędne by biegać, a nawet szybko biegać?

W żadnym wypadku. Pomagają jednak biegać mądrze. Są świetnym narzędziem dla świadomych biegaczy pracujących bez trenera oraz dla tych posiadających trenera, który będzie potrafił ich wyniki wykorzystać. Zapamiętajcie jedno: Nie ma żadnego sensu płacić kilkaset złotych za badanie jeśli zabraknie nam wiedzy i doświadczenia o analizy ich i wdrożenia wskazówek w życie. Bo nawet najlepiej przeanalizowane przez fizjologa wyniki i wskazówki nie sprawią, że ktoś będzie szybciej biegał. Do tego trzeba trenować. Uważam jednak, że wykorzystując odpowiednio wyniki badań przy układaniu obciążeń treningowych, jesteście w stanie wyciągnąć z treningów więcej.

Czego dowiemy się z badań wydolnościowych?

Ano tego, jak biegać;) Chodzi o to, by trening był jak najbardziej efektywny i przynosił pożądany efekt. Przykładowo: jednym z częstych błędów wśród amatorów na różnym poziomie zaawansowania jest za szybkie bieganie treningów w pierwszym zakresie i regeneracyjnych. Pilnowanie tętna wynikającego z badania pomoże tego problemu uniknąć.

Wg mnie kluczowe dla biegacza są progi tlenowy (próg LT) i anareobowy (próg RC, AT). Pierwszy kończy intensywność opisanych wyżej biegów budujących bazę tlenową. Drugi zaś powala efektywnie prowadzić treningi progowe, które są niezwykle istotne dla osób trenujących na długich dystansach, bo podnoszą ów próg, co prowadzi do tego, że dana osoba może biec dłużej z daną prędkością. Bieg progowy ma sens gdy biegamy go z odpowiednią intensywnością i badania wydolnościowe dokładnie tę intensywność wskazują.

Owszem, w podręcznikach znajdziemy wzory do wyznaczenia stref tętna na podstawie tętna maksymalnego czy rezerwy tętna, ale to dane wynikające ze statystyki. A ze statystyką już tak jest, że jak idzie facet z psem, to średnio mają trzy nogi, ale żaden z nich trzech nóg nie ma. Dlatego jeśli ktoś chce mądrze i świadomie trenować, to warto zrobić badania.

Kłody pod nogami amatora

W przypadku amatora nie jest to takie proste, bo badanie kosztuje kilkaset złotych i może zdarzyć się tak, że warto byłoby je powtórzyć. Przykładowo podczas mojego ostatniego badania potrafiłem rozpędzić pikawę do zaledwie 183 uderzeń na minutę. To wartość, którą osiągam na treningach, a na zawodach zwykle przekraczam. Nie miałem pojęcia skąd taki problem. Pomiar zakwaszenia pozwolił wskazać strefy tętna, ale zastanawiał mnie ten górny limit i nie wiedziałem, na ile wiarygodne mogą być te wyniki. Odpowiedź na to pytanie przyszła już po kilku godzinach, gdy… zaatakowało mnie przeziębienie. Organizm już to zapewne czuł i stąd brak możliwości rozbujania się takiego jak zwykle.

Wpływ na wynik badania ma bardzo wiele czynników jak poziom wyspania, zmęczenie treningami czy stresy zupełnie niezwiązane ze sportem. Amator na badania umawia się z wyprzedzeniem, teoretycznie może więc zaplanować odpowiedni odpoczynek. Ale niech akurat noc wcześniej dziecko zacznie ząbkować? Albo szef wkurzy dołożeniem obowiązków w pracy? Dlatego wg mnie najlepiej byłoby w takiej sytuacji mieć możliwość ponowienia badań. Oczywiście w wielu przypadkach badanie będzie udane za pierwszym razem, ale jak pokazuje mój ostatni przykład, wcale nie musi tak być.

Kiedy zrobić badania wydolnościowe?

Teoretycznie najlepiej byłoby je robić cyklicznie, np. co 6-8 tygodni, by monitorować postęp i móc ocenić efektywność treningu, a jednocześnie dostosowywać intensywność poszczególnych treningów do aktualnej formy. To jednak wiąże się z kosztami (kilkaset złotych za badanie), jeżeli ktoś chce zrobić badania raz, to moim zdaniem powinien wykonać je już po pierwszym etapie przygotowań, gdy organizm będzie w „treningowym gazie”.

Gdzie zrobić badania wydolnościowe?

Tak jak wspomniałem, wcześniej badałem się w 4Sport LAB, teraz zaś poszedłem do SportsLabu. Na papierze oba miejsca wyglądają profesjonalnie. Szefowie firm mają doświadczenie, pracują z zawodowcami itd. W praktyce drugie badanie biegowe w 4Sport LAB było raczej pomyłką (choć za pierwszym razem uwag nie miałem). Prowadziła je nie znana mi bliżej pani, a nie Michał Garnys, którego poznałem kiedyś wcześniej. Na dzień dobry powiedziała mi, bym wskakiwał na bieżnię i biegł. Bez rozgrzewki! Potem miałem kilka pytań, ale niewiele mogłem się dowiedzieć. Zupełnie inaczej było w SportsLabie, gdzie dr Szczepan Wiecha (fizjolog sportowy. mówią, że jeden z najlepszych w kraju) do dzielenia się wiedzą i odpowiadania na pytania był bardzo chętny.

Za SportsLabem przemawia też profesjonalny pomiar składu ciała (nie jest to niezbędne, ale się przydaje) i… szczerość fizjologa. Należę raczej do szczupłych osób, ale już na pierwszy rzut oka usłyszałem, że trochę tłuszczu powinienem zrzucić (z czym uczciwie się zgadzam). 4Sport LAB przeprowadza za to badania w fajniejszym miejscu. Ja wiem, że to drobiazg, ale lubię High Level Center, mam poczucie, że tam do potrzeb sportowca podchodzi się indywidualnie i bardzo profesjonalnie. Nie brakuje tego w SportsLab, ale w HLC po prostu świetnie się czuję.

To jednak mniej ważne rzeczy, a jest jeden argument, którym przeprowadzający badania w SportsLab Szczepan Wiecha mnie kupił. Jako pierwsza osoba w historii (a pytałem o to zarówno na badaniu w 4Sport LAB jak i kilku trenerów) potrafił łopatologicznie i sensownie wyjaśnić mi, skąd u mnie wyższy niż u innych na tym poziomie wytrenowania dryf tętna (czyli wzrost częstotliwości skurczów serca mimo utrzymywania tego samego tempa biegu). Co więcej, zrobił to bez analizowania wyników badania! Wg niego chodzi o termoregulację. Podczas wysiłku grzeję się jak piec kaflowy i pocę jak prosię – każdy to wie. Mój organizm musi więc zużywać więcej tlenu do utrzymania równowagi termicznej, a skoro potrzebuje więcej tlenu, to serce musi być szybciej, by ten tlen dostarczyć. To samo może zaobserwować każdy kto porówna swoje tętno z podobnego biegu w 5 i 25 stopniach Celsjusza. Proste? Proste! Wreszcie mi to ktoś wyjaśnił:)

Niezwykle ciekawą informacją jaką uzyskałem w SportsLab jest koszt fizjologiczny pracy na progu LT, który w moim przypadku wyniósł aż 237 ml O2/kg/km – co oznacza, że bym przebiegł kilometr każdy kilogram mojego ciała potrzebuje 237 ml tlenu. U dobrze wytrenowanych zawodników koszt ten może być nawet niższy od 180 ml O2/kg/km, co oznacza, że nie umiem wykorzystać swojego potencjału (wysokie VO2 max), bo biegam nieefektywnie. Aby to poprawić powinienem popracować nad stabilizacją, techniką biegu i wykonywać jeszcze więcej biegów spokojnych. To interesujący dla mnie parametr, bo tłumaczy dlaczego przy relatywnie wysokim VO2 max (63,5 ml/kg/min – pokazuje poziom wydolności zawodnika) nie biegam szybciej.

Podsumowując tę część: w SportsLab dostałem więcej ciekawych informacji i wreszcie ktoś łopatologicznie wytłumaczył mój dryf tętna. Jakbym miał znów zrobić badania lub polecić komuś, to polecam SportsLab i dr Szczepana Wiechę. Zna się gość na rzeczy. 4Sport LAB też jest OK, ale SportsLab zrobił na mnie lepsze wrażenie.

PS, Czy ktoś wie dlaczego w wynikach badań tabelka z programi jest w kilometrach na godzinę, a nie w minutach na kilometr?;) Przecież to bez sensu.

FAJNY WPIS? ZOBACZ, NIŻEJ JEST „PODZIEL SIĘ”, SKORZYSTAJ Z TEJ OPCJI:)
PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułTen, w którym warto spełniać marzenia
Następny artykułTen, w którym się zakładamy
Krasus – biegacz, napieracz, triathlonista i pĄpkins pełną gębą. Jego filozofia uprawiania sportu łączy ciężką pracę i ciągłe dążenie do bycia lepszym z dobrą zabawą, bo przecież w życiu chodzi o to, by było fajnie. Zrobił swoje jeśli chodzi o uklepywanie asfaltu i teraz realizuje się w terenie. W lesie, z mapą czy w górach czuje się jak ryba w wodzie!

5 KOMENTARZY

  1. PS. A powiedz jeszcze, mają tam taką uprząż, wktórej można zawisnąć jak odetnie prąd? W 4S LAB nie mieli i tego żałowałem, bo może bym pocisnął jeszcze trochę, kto wie.

Skomentuj Krasus Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here