Paskudny, wredny, hardkorowy, wstrętny, koszmarny, podły, plugawy, parszywy, obmierzły, złośliwy, wkurzający do cna – jakby o nim nie myśleć, to skojarzenia z biegiem na pięć kilometrów są tylko takie. Jak człowiek zacznie już biegać szybko, to pięć kilometrów staje się jednym z najtrudniejszych dystansów, bo wypada polecieć go przecież na maksa, nie? Dobrze pobiegnięta piątka to strefa komfortu kończąca się po 400-500 metrach, ciężkie półtora kilometra, potem półtora w trupa, a końcowe 1500 metrów to już „w zombiaka”.

Podczas niedzielnego City Trail #2 (wspaniała impreza, rękami i nogami polecam!) dokładnie tak było. Chciałem zrobić tam życiówkę i zbliżyć się do bariery 17:30. Plan to ambitny, szczególnie że startu nie traktowałem priorytetowo, w piątek zrobiłem trening kolarski, a w sobotę spokojne wybieganie i basen. Ta piątka miała być po prostu bardzo mocnym treningiem, wysiłkiem, do którego w warunkach innych niż zawody bym się nie zmusił.

Niedzielne warunki sprzyjały szybkiemu bieganiu. Organizatorzy zamówili idealną pogodę do biegania, schowali do kieszeni wiatr, a że trasa jest doskonała do szybkiego biegania, wiedziałem od pierwszej gościnnej edycji. Lepiej być po prostu nie mogło.

No to ruszyli. Na pierwszych stu metrach małe przepychanki, pozwalam się wyprzedzić kilku osobom, ale szybko stawka się normuje i biegnie się wygodnie, bo słowa komfortowo wolę nie używać w kontekście tego dystansu;) Po kilometrze mam już dość, sapię i rzężę jak stary grat. Ale cisnę. Tuż obok jeden z moich biegowych guru, Mateusz Jasiński. Biegnie jak gazela. Lekko, ładnie, cicho. Ech, widać między nami różnicę jakości.

Po 3,5 km kończy mi się strefa trupa i zaczyna zombiaka. To czas, gdy istnieje ryzyko nierozpoznania znajomego kibica (Marka nie poznałem nawet na mecie:/), gdy w głowie pulsuje „DOŚĆ!”, a mięśnie nóg wołają chóry anielskie na pomoc. Mam przeokrutną ochotę zrezygnować. Odpuścić. Przy szaleńczym trzy trzydzieści kilka na kilometr myśl pobiegnięciu końcówki w 4:10 wydaje się wizją jakiegoś biegowego raju. Pojawia się tradycyjne pytanie „Po co mi to?!”, na które zwykle odpowiadam „ZAMKNIJ SIĘ!”. Na tych końcowych 1,5 km parę razy jeszcze muszę odpędzać od siebie chęć zwolnienia. Odliczam sobie w głowie: jeszcze 1,5 km, jeszcze kilometr, jeszcze siedemset metrów, jeszcze czterysta, aż w końcu widać metę.

Absolutnie nie mam sił na to, by przyśpieszyć na finiszu. Na 400 metrów przed końcem oglądam się, czy czasem ktoś nie depcze mi po piętach. Na szczęście nie. Dogonić Dany’ego, który jest 6 sekund z przodu też nie mam szans, zatem bez zrywu (nie za bardzo widziałem możliwość jego wykonania;)) wbiegam na metę i zatrzymuję stoper gdy ten pokazuje 17:37. Życiówka na 5 km poprawiona o ponad pół minuty, bieg idealnie rozegrany taktycznie, 17. miejsce open i 5. w kategorii M30.

Stats&hints City Trail Warszawa #2
Wynik: czas 17:37; 17/638 miejsce w klasyfikacji open (5/203 w M30);
Dla zainteresowanych szczegóły na Endomondo KLIKU-KLIKU.

Warunki pogodowe: 4 stopnie Celsjusza, słonecznie z chmurami, lekki wiatr.

Trasa: płaska, praktycznie bez zakrętów, nawierzchnia parkowo-leśna, niewiele korzeni/kamieni.

Sprzęt/ubranie:
pĄkoszulka Newline Base Cool Tee (do kupienia w Natural Born Runners);
leginsy Newline Imotion Knee Tight 3/4;
koszulka Newline Imotion Shirt z długim rękawem;
buty Adidas adiZero Adios Boost 2 (przeczytaj recenzję);
buffka NIE MA NIE MOGĘ;
rękawice Adidas Climaheat;
skarpetki Shut up Legs!;
Garmin 910 XT.

11 KOMENTARZY

  1. Gratulacje! Super relacje, tylko trochę krótko, no ale z 5 km dużo się nie da napisać, bo raz krótko, dwa nic się nie pamięta poza bólem:)
    Biegłem pierwszą tegoroczną edycję, co prawda w błocie i deszczu ale i tak fajnie wspominam. Trasa szybka i pewnie w grudniu spróbuję poprawić życiówkę :)

    • No bo właśnie to jest piątka. Nic się nie działo. Jak spojrzysz na Endo, to widać, że od startu do mety pobiegłem równo. I było kurewsko ciężko, to właściwie jedyne wspomnienie;) Nie było epickiego finiszu, nie było walki o miejsce, bo 6 sek z przodu i 5 z tyłu to przepaść przy takim tempie, nie było pudła, nie chcę czytelników zbędnie zarzucać akapitami:)

  2. Rozumiem, to tak trochę żartem pisałem, że krótka, bo dobrze się czyta Twoje wipsy. ;) Ja właśnie po braku finiszu wiem, że dałem z siebie wszystko. Bo jak są siły na finisz to znaczy, że za bardzo się oszczędzałem na trasie :)

  3. Po1. Raz jeszcze gratuluję – MEGA wynik!

    I dalej: W pierwszym akapicie dokładnie opisujesz moje uczucia względem 5ki.
    A wspomnienia z majowego On The Run kiedy łamałem 21 mam podobne – pomyślałem że chciałbym umrzeć i okazało się, że to dopiero 1 km, a potem było tylko gorzej…
    Ale chyba trzeba się zmierzyć na dniach z tym dystansem – skoro tak chwalisz, to pewnie wybiorę się na City Trail za 3 tygodnie, ale wcześniej podejmę jeszcze jedną próbę pozbycia się 2ki z przodu. :)

    • Ale wiesz, są i ludzie, którzy biegną, a ostatnie 200 metrów mają szybsze niż zwycięzcy i potem mówią, że pobiegli na maksa. Zawsze mnie to rozbawia;) City Trail jest płaski i szybki. Ryzykiem jest oczywiście pogoda. Teraz było idealnie, ale gdyby popadało, albo zmroziło, to byłoby różnie.

    • Bo widzisz, tak naprawdę zabawa polega na gonieniu króliczka.. :) Uciekam, uciekam, ale w końcu to dojdzie do ściany. Swoje lata już mam i wyżej dupy nie podskoczę, szczególnie na krótszych dystansach.

  4. Omójbosze! Biegnę jutro pierwszą piątkę po niemal trzech latach przerwy i ten opis na bank nie pozwoli mi spać spokojnie:

    „Dobrze pobiegnięta piątka to strefa komfortu kończąca się po 400-500 metrach, ciężkie półtora kilometra, potem półtora w trupa, a końcowe 1500 metrów to już „w zombiaka”.”

    Miej mnie jutro w opiece Ojcze ;)

Skomentuj Krasus Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here