Totalnie mnie te święta rozbiły. Nie to, że się sportowo obijałem. Biegałem, byłem na basenie i z raz popĄpowałem nawet. Tylko kurde, okazało się, że ze mnie świąteczny imprezowicz jak z koziej dupy trąba. Święta to taki czas, gdy najważniejsi są bliscy. W te dni czas spędzony na podłodze z chrześniakiem liczy się bardziej niż trening interwałowy, a piwo z bratem ma stokrotnie większą wartość niż podbiegi. Był więc wyjazd do Bydgoszczy na spotkanie z licealną ekipą, było wieczorne piwko w Żninie i gra w piłkarzyki z Bestią, było bardzo dużo siedzenia przy stole z rodziną i zabaw z dzieciakami.

Tylko że na to wszystko potrzeba czasu. Na browar w drugie święto umawialiśmy się na 21, a z wigilijnej imprezy rodzinnej wróciliśmy po 1 w nocy. Sęk w tym, że mój organizm w okolicach 22:30 to zaczyna już się wyłączać, bo na co dzień przyzwyczajony jest do tego, że powoli zbieram się wtedy do spania. A świąteczny trening da się zrobić tylko wcześnie rano, bo potem jestem już nie do oderwania od stołu. Zatem były wczesne pobudki, ale nie było wczesnego chodzenia spać, bilans się więc nie zgadzał.

Spać, spać, spać…

Po powrocie do Warszawy w poniedziałek rano (prosto do pracy) tak chciało mi się spać, że nim wylazłem z samochodu, musiałem 15 minut w nim przykimać. Na niewiele się to jednak zdało. Cały dzień zasypiałem, a jak poszedłem do fryzjera, to usnąłem w fotelu podczas strzyżenia! Odpuściłem więc wtorkowy poranny trening na rzecz wyspania się (szczególnie, że poniedziałkowy wieczór spędziliśmy u szwagierki grając w nową planszówkę). Na niewiele się to jednak zdało, we wtorek było niewiele lepiej. Odpuściłem więc i wieczorny trening, a także w środę rano. Gdy jestem niedospany, to spada mi odporność, a choroba to ostatnie czego mi teraz potrzeba. Wyszło więc na to, że przed XXXI Biegiem Sylwestrowym w Łodzi miałem dwa dni bez żadnego treningu, a nie biegałem dni cztery.

Stając na starcie byłem więc świeży, wypoczęty i… zmarznięty. Zdawałem sobie sprawę z trudności terenowej tej trasy i na złamanie 36 minut nie liczyłem, ale na życiówkę już owszem. Nie wziąłem jednak pod uwagę faktu, że w stosunku do mojego poprzedniego biegania (sobota) będzie o 15 stopni chłodniej. Na rozgrzewkę ruszałem skostniały i ze szczękającymi zębami. Kilkanaście minut biegu pozwoliło pozbyć się dygotania, ale do komfortowego samopoczucia było daleko. Coś takiego jak adaptacja do temperatury ma jednak spore znaczenie. Zimne powietrze przytykało mnie i biegło się ciężko.

fot. Datasport
Było dociśnięcie na ostatnich metrach;) fot. Datasport

<37 minut nie tym razem

Bieg ma dwie pętle, na półmetku stoper pokazał bodaj 18:35, co oznacza, że musiałbym lekko przyśpieszyć, by zrobić życiówkę. Ale oddech się już mocno haczył, podbiegi stały się jakby bardziej strome, a na zbiegach ledwie dawałem radę odsapnąć. Miałem też poczucie, że 45 czy 50 kawałków makowca jakie pochłonąłem w święta (to nie pomyłka, naprawdę bardzo lubię makowce!) wciąż we mnie siedzą. Metę przekroczyłem zatrzymując Garmina na 37:12. W wynikach widnieje 37:15, co jest prawdopodobnie rezultatem brutto. Na 880 osób zająłem 19 miejsce, w kategorii M30 byłem siódmy. Szkoda, że nie udało się poprawić życiówki, zabrakło do tego kilkunastu sekund. Tym gorzej, że można mieć podejrzenie o to, że trasa była trochę za krótka, bo zegarek zmierzył 9,8 km. Z drugiej strony jednak to las z paroma zakrętami, trudno więc oczekiwać dokładnego pomiaru.

2015 rok kończę więc z życiówką na 10 km zrobioną w marcu w Białych Błotach 37:02. Szkoda, bo liczyłem na poprawę tego wyniku. Choć przecież Bieg Sylwestrowy to nie był ważny start, w rozpisce zapisałem go jako priorytet C i takie też miałem psychiczne nastawienie. Nie pobiegłem na maksa, do wyrzygu. To był mocny i trudny bieg, ale bez przesuwania granic i rozwalania kiosków – to zostawiam sobie na najważniejsze starty. Pamiętajcie Ptysie z Kremem, że nie można zawsze lecieć na maksa. Wyścigi z literką C mają być u mnie mocnymi bodźcami treningowymi i tak właśnie było w Łodzi.

O co chodzi z pakietem startowym w tytule? Zobaczcie sami:
Kulki do kąpieli z trzema rozebranymi cziksami na pudełku, krem do stóp, lakier do paznokci, odżywka do rzęs i jakieś próbki innych kosmetyków. Ubawiłem się;)

Stats&hints XXXI Bieg Sylwestrowy Łódź
Wynik: czas 37:12 (pomiar własny) / 37:15 (wyniki); 19/880 miejsce w klasyfikacji open (7/254 w M30);

Warunki pogodowe:
-5 stopni Celsjusza, słonecznie, lekko odczuwalny wiatr (ok. 10 km/h).

Trasa:
Dwie pętle, pofałdowana, z podbiegami i zbiegami oraz kilkoma zakrętami o 90 stopni. Nawierzchnia: dukt leśny.

Sprzęt/ubranie:
pĄkoszulka Newline Base Cool Tee (do kupienia w Natural Born Runners);
leginsy Newline (do kupienia w Natural Born Runners);
bokserki Brubeck Fitness BX10380 (do kupienia w Natural Born Runners);
buty Inov8 Terraclaw 250 (do kupienia w Natural Born Runners);
koszulka z merynosa Icebreaker;
ciepłe skarpety od Banku Pocztowego;);
buffka NIE MA NIE MOGĘ;
Garmin 910 XT.

15 KOMENTARZY

      • Ja wczoraj też zrobiłem życiówkę na za krótkiej… Ale patrząc na tempo 200m dalej nadal by była życiówka…
        Szydłów, ponoć trasa z atestem jego mać!

        • @Paweł, jeśli był atest to nie była za krótka, więc gratuluję oficjalnej życiówki!:) To, że zegarek źle zmierzył o niczym nie świadczy, atest to atest.

  1. Właściwe przystosowanie organizmu przed startem jest najważniejsze, jeśli się nie wyśpisz nie będzie on funkcjonował właściwie, w szczególności w takim okresie. Na aktualną pogodę trzeba zadbać o odpowiednią odzież i bieliznę, żeby organizm nam się nie przegrzał lub żeby nie było nam za zimno

Skomentuj Bartek Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here