Miało być inaczej.

W ogóle w życiu bywa tak, że „miało być inaczej”. Ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy.

Do rzeczy: W Wielką Sobotę chciałem zrobić przedostatni mocny trening przed Półmaratonem Warszawskim. Solidne 5×2 km w tempie pomiędzy dychą a połówką. Specjalnie się oszczędzałem podczas wizyty u kuzynki, wygrywając z kulinarnymi i piwnymi pokusami. Ale po powrocie do domu rodziców coś zaczynało być nie tak. Zrzuciłem to na jedzenie i uznałem, że trening zrobię rano – na pustym żołądku i porannej lekkości.

Niestety, do ranka ledwie doczekałem, bo nockę spędziłem owszem, biegając, ale do łazienki, gdzie jelitówka atakowała mnie to dołem, a to górą. Wiedziałem już, że porannego biegania nie będzie. W ogóle świąt nie będzie. Ledwie żyw przetrwałem niedzielę i dopiero wieczorne kilka kieliszków dobrego bimbru (dzięki za podpowiedzi!) pomogło mi odbić się od dna i zacząć wracać do sił. W poniedziałek oczywiście musiałem się oszczędzać, z degustacji cudownie wyglądającej białej, pachnącej niczym ambrozja śląskiej i innych pyszności wyszła kasza na obiad i mały kawałek mięsa. Z uniesieniem zjadłem dwa kawałki mazurka i makowca. Przy standardowych dla mnie dwudziestu.

W efekcie, w święta schudłem i zupełnie nieoczekiwanie osiągnąłem wagę startową, nogi mi odpoczęły, a wątroba powiedziała JUPI!, bo od piątku do poniedziałku włącznie wypiłem jedno piwo. Tym razem prawdziwym okazało się rzadko chyba sprawdzające się powiedzenie „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”.

Tym bardziej, że wtorkowe bieganie z JoeY’em pokazało całkiem niezłą formę. Do niedzieli będzie przecież jeszcze lepiej, będzie różowo (na sobotnie pĄsta party musiałem zrobić rezerwację na 40 osób!), będę wypoczęty, lekko ubrany i bardzo, bardzo zmotywowany.

Plan jest ambitny, bo chciałbym ukończyć Półmaraton Warszawski z czasem poniżej 1:19. To oznacza bieg przez 21,1 km w tempie 3:45. Fiu, fiu… Treningi biegam teraz nieco szybciej niż przed jesiennym Gdańskiem, dzięki crossfitowi i górom dokładam do swojego arsenału więcej siły, mam nadzieję, że ta mieszanka da odpowiedni wybuch w niedzielę. Gdybym dobrze się czuł, to będę chciał nawet przyśpieszyć i parę sekund urwać. Start o 10:00, powodzenia wszystkim, a tych co nie biegną, zapraszamy do kibicowania!

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułTen, w którym warto uczyć biegania
Następny artykułTen, w którym poszedłbym na piwo (share week 2016)
Krasus – biegacz, napieracz, triathlonista i pĄpkins pełną gębą. Jego filozofia uprawiania sportu łączy ciężką pracę i ciągłe dążenie do bycia lepszym z dobrą zabawą, bo przecież w życiu chodzi o to, by było fajnie. Zrobił swoje jeśli chodzi o uklepywanie asfaltu i teraz realizuje się w terenie. W lesie, z mapą czy w górach czuje się jak ryba w wodzie!

10 KOMENTARZY

  1. Wagę masz taka sama jak ja, niestety mówię tu o sprzęcie Tefala :-)).
    Nie wiem jak Twoja ale moja kurna zaniża ze 2 kg. i ma różne fochy zależny jak na niej stanę(delikatnie czy z impetem) to pokazuje inna wagę.

    • Wczoraj do zdjęcia stawałem z siedem razy. Rozstrzał był od 71,0 do 71,2. Raczej nieduża różnica, jak dla mnie do zaakceptowania. A z tym zaniżaniem to, hmmmmm, do czego porównujesz? Bo może inna zawyża?;) Ja ważyłem się na zaawansowanej Tanicie w SportsLab i odczyt był bardzo podobny. Może masz felerny egzemplarz po prostu…?

Skomentuj Krasus Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here