Michael Jordan był genialnym sportowcem. Można dyskutować, czy to koszykarz wszechczasów czy nie, ale co do jego geniuszu chyba nikt nie ma wątpliwości. Za jego sukcesem stały nie tylko wielki talent i tytaniczna praca, lecz także nieskończona ambicja i wola zwycięstwa. Był prawdziwym czempionem i wojownikiem.

Tymczasem dziś zwycięzcami nazywani są ludzie, którzy człapiąc z kontuzją (lub też kompletnie nieprzygotowani), kończą zawody sportowe, ledwie mieszcząc się w limicie. Acz w sumie OK, wygrywają ze swoimi słabościami, niech im będzie, choć zwolennikiem czegoś takiego nie jestem. Co gorsze, coraz częściej spotykam się z opinią, że ci, którzy pracują najmocniej, są bardzo ambitni, chcą walczyć o laury i rywalizować… zabijają ducha sportu.

„A bo Ty to się ścigasz, bez sensu!”

„Przecież nie o rywalizację tu chodzi, zabijacie ducha sportu!”

Serio? Rywalizacja zabija ducha sportu? Padłem i nie mogę się zebrać.

W starożytnej Grecji wieniec z gałązek oliwnych otrzymywał tylko najlepszy zawodnik w danej dyscyplinie. Jeden jedyny. Liczył się tylko on, zbierał cały splendor, reszta była przegranymi. Sama idea igrzysk olimpijskich zrodziła się z chęci wyłonienia najlepszych, najwspanialszych sportowców.

Tak, sport rekreacyjny to świetna rzecz. Jest zdrowy, przyjemny i daje endorfinowego kopa. Ale nie znaczy to, że sport wyczynowy (rozumiany jako nastawiony na uzyskanie jak najlepszych wyników), w którym ludzie chcą wygrywać, ścigać się i zwyciężać, jest czymś złym i należy mu się krytyka. Te dwa rodzaje sportu są w stanie bezproblemowo funkcjonować obok siebie, a inwektywy pod adresem tych, którzy chcą (i dają!) więcej, pokazują tylko małość tych je wypowiadających.

„Zawsze gram po to, żeby wygrać, niezależnie od tego, czy to trening, czy prawdziwy mecz. I nie pozwolę na to, żeby cokolwiek stanęło na drodze mnie i mojej woli zwycięstwa”.
Michael Jordan

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułTen ostatni oczami Pimpusia (Bydgoszcz Triathlon 2016)
Następny artykułTen, który lepiej by się nie pojawił
Krasus – biegacz, napieracz, triathlonista i pĄpkins pełną gębą. Jego filozofia uprawiania sportu łączy ciężką pracę i ciągłe dążenie do bycia lepszym z dobrą zabawą, bo przecież w życiu chodzi o to, by było fajnie. Zrobił swoje jeśli chodzi o uklepywanie asfaltu i teraz realizuje się w terenie. W lesie, z mapą czy w górach czuje się jak ryba w wodzie!

7 KOMENTARZY

  1. Duch sportu ostatecznie został zabity wczorajszą skandaliczną i niezrozumiałą decyzją MKOL. Znicz olimpijski zgasł zanim na dobre zapłonął.
    A co do powyższego wpisu – jedni lubią pomarańcze a inni wolą jak im się nogi pocą. Dopóki spocone nogi na siłę nie narzucają swojej ideologii pomarańczom i na odwrót to jest OK.
    r.

  2. Heloł:) To już mój drugi komentarz w historii bloga. Raczej tego nie robię, ale muszę bo się uduszę. W sport wpisana jest rywalizacja. I kropka. Nikt nie wychodzi na kort, żeby sobie poodbijać, tylko po gemach i setach wyłoniony jest zwycięzca. Zarówno na Mundialu jak i meczu 10-latków na orliku chodzi o jedno: strzelić więcej goli niż przeciwnik. Co innego rekreacja ruchowa. Można rekreacyjnie pojeździć na rolkach czy pograć w badmintona na plaży. Tak jak z rowerem: czym innym jest udział w TDP czy nawet Scandia Maraton a czym innym rodzinna przejażdżka za miasto. I wreszcie doszliśmy do biegania. Biegacz sportowiec trenuje i się ściga. Nieważne czy o pudło w open czy w klasyfikacji wiekowej, nieważne czy chce złamać 4 h w maratonie czy poprawić o 2 sek. wynik na piątkę. Ale się ściga. Biegacz, który się nie ściga jest biegaczem pełną gębą, ale nie jest sportowcem. Biega rekreacyjnie dla zdrowia i urody. Jedni i drudzy mogą żyć obok siebie w symbiozie i pozdrawiać się w parku. Osobiście też uważam, że ambicja to nie grzech. Jeżeli jest inaczej to będę smażył się w piekle…

    • No Marcin. Jak się już odezwiesz, to konkretnie. Dobrze gadasz Chłopie. Własnie o to mi chodzi. To, czy się ścigasz nie musi zależeć od poziomu. Ściga się Szost biegnąc na 2:06, Warszawski atakując 2:20, Dżołi łamiąc 2:45 i Ania, która kończy w 4:15. Każdy z nich ciężko na to pracuje. I absolutnie nie przeszkadza to przecież, czy nie kłóci się z ludźmi, którzy biegają rekreacyjnie. Nawet maraton można biec rekreacyjnie, bez walki o wynik, dla funu, przyjemności itd.
      A jak do tego piekła trafisz, to pijemy tam piwo, bo mi to pasuje!

  3. Już wiem dlaczego Cię polubiłem od pierwszego przeczytania: lubię piwo tak jak bieganie ;-) I myślę że wiem dlaczego popełniłeś ten wpis. Szanujesz wszystkich, którzy truchtają dla przyjemności i nie ważny jest dla nich czas a cieszy medal do kolekcji. Ja też. Mało tego, zachęcasz innych do ruszenia tyłka zza biurka, wiesz że każda aktywność wychodzi na zdrowie. Ja też. Ale wkurza Cię jak niektórzy robią sobie podśmiechujki, że sprawdzasz czy mieścisz się w pierwszych 10% dużego biegu, że walczysz o każdą sekundę na finiszu. Mnie też. Wariat-mówią. Przecież na olimpiadę nie pojedzie. Jaki sportowiec? Sportowiec to Lewandowski, ewentualnie Małysz a nie Krasus. Twierdzę, że sportowiec to stan umysłu! Mając 4 dychy na karku, dzięki bieganiu mogę być sportowcem. Trenować, regenerować, suplementować i poprawiać swoje marne czasy. Do zobaczenia w piekle:-)

  4. To co chciałem skromnie od siebie dodać zostało już poruszone powyżej przez Marcinów. Ale dodam =)

    Każdy, który w końcu rusza swoje cztery litery z kanapy zaczyna od rekreacji ale nie każdy na tej rekreacji się zatrzymuje. Kiedy zacząłem truchtać, wokół były podśmiechujki ale po kilku miesiącach stado truchtaczy również powstało. Kilkaset kilometrów dalej obudziła się we mnie chęć ścigania i sprawdzania się w biegach z lepszymi, ale wśród znajomych tych chęci nie widzę. Nie każdy chce czy lubi konfrontacje.

    Klasyk (heheszki) kiedyś zaśpiewał:
    „zawsze tak było nie zadowolisz wszystkich,
    wiesz to zadanie dla agencji towarzyskich
    a nie twoje więc rób zawsze swoje
    cokolwiek mówią ludzie ja się nie boje”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here