„Jak smakowało pierwsze bieganie po czterech miesiącach?”, zapytał Damian na Instagramie. Wytęskniona pierwsza randka z ulubionym zajęciem musiała mieć wyjątkowy smak. Zacząłem się zastanawiać jak to odczułem.
Tak, wiem. Powinienem był wyjść do Parku Szymańskiego i przebiec spokojnie 5 km (zrobię to jutro). Ale co zrobić, gdy w imieniny usłyszy się „Jedziemy w góry!”? Całkiem niedawno pisałem o miłości do gór, od razu poczułem więc mrowienie na plecach. Góry, pierwszy śnieg tego roku, pierwszy trucht po grzbiecie…
Bardzo dużo w ostatnim czasie pracowałem nad stabilizacją, propriocepcją i mięśniami stóp. W październiku byłem w Tatrach i dwa dni wędrówek zupełnie kostce nie zaszkodziło. Miałem poczucie, że wyjazd na pierwsze bieganie w góry jest pomysłem szalonym (by nie powiedzieć, lekko głupim), ale po prostu nie umiałem sobie tego odmówić. Jednocześnie zdawałem sobie sprawę z tego, że fizycznie jestem do tego nieźle przygotowany, więc nie była to taka jazda bez głowy jak mogłoby się wydawać.
Jak więc smakowało to bieganie?
Pamiętasz, jak w liceum pierwszy raz pocałowałeś dziewczynę, w której podkochiwałeś się od dawna?
Wyobrażasz sobie, co czuje młody ojciec, gdy trzyma na rękach dopiero co urodzoną córkę?
Wiesz, jak to jest wziąć w ramiona ukochaną osobę po długiej rozłące?
Przypomnij sobie, co czujesz, gdy kładziesz dłoń na jej policzku, a ona przechyla głowę, by położyć ją na Twojej ręce.
Tak właśnie.
Zupełnie jak kawałek otwierający ostatnią płytę OSTR. Nie moja muzyka, ale płyta rewelacyjna.
https://www.youtube.com/watch?v=b80qhH5g_U8