Kiedy dwa lata temu poinformowano o wprowadzeniu na rynek biegowego pomiaru mocy, gadżeciarze zacierali ręce. Rowerowe pomiary mocy zrewolucjonizowały trening kolarski, liczyliśmy na to, że w bieganiu będzie podobnie. I… przeliczyliśmy się. Minęły dwa lata, a stryd nadal jest bardziej ciekawostką niż pełnowartościowym narzędziem treningowym i bardziej estymatorem niż pomiarem mocy. Na dodatek w Polsce mamy dostęp do starego modelu za cenę o 50 proc. wyższą od nowego dostępnego w USA. Wnioski wyciągnijcie sami.

Po co komu pomiar mocy?

Dobry trening to odpowiednie dawkowanie obciążeń oraz stopowanie się, by nie przesadzić – np. na początku, gdy mamy dużo sił. To samo zresztą na zawodach. Kto przepali pierwsze 5 km maratonu, ten będzie okrutnie cierpiał w drugiej połowie trasy. Intensywność biegu kontrolujemy za pomocą tempa (GPS lub czujnik na bucie) lub tętna. Oba sposoby mają swoje wady i zalety. Tempo nic nie daje na pofałdowanej i trudnej terenowo (np. sypka nawierzchnia) trasie lub gdy mocno wieje, dodatkowo w ciasnym mieście dokładność GPS spada, tętno zaś działa z opóźnieniem i wpływa na nie wiele zewnętrznych czynników (stan zdrowia, wypoczynku, temperatura powietrza).

W ładne pudełko zapakowali tego stryda:)

Rozwiązaniem jest pomiar mocy, który dokładnie pokazuje wydatkowany wysiłek. W rowerze, na podstawie napięć na korbie, piaście lub pedałach oraz prędkości kątowej (a może i innych parametrów?) obliczana jest moc wytwarzana przez zawodnika podczas jazdy. Takie podejście uniezależnia nas od zjazdów, podjazdów, trudnej nawierzchni, a także wiatru. Moc to moc. Mamusię oszukasz, tatusia oszukasz, ale watów nie oszukasz.

Dzięki ofercie sklepu Velocity (dziękuję!) mogłem sprawdzić na własną rękę, jak działa stryd, czyli jeden z pierwszych biegowych pomiarów mocy.

Dostępny w Polsce stryd ma formę klipsa wpinanego w pasek tętna, wygląda podobnie do czujnika tętna w garminie (samo tętno również mierzy). Stryd ma wbudowane akcelerometry oraz barometr i dzięki połączeniu uzyskanych w ten sposób danych z masą zawodnika (wprowadzaną przez aplikację) oblicza moc wytworzoną przez mięśnie.

Stryd wygląda jak czujnik tętna garmina

Czy Stryd działa? Tak, ale…

Pierwszym pytaniem, jakie zadawałem sobie, parując go ze swoim garminem (samo parowanie przebiegło bezproblemowo), było: czy to w ogóle ma szansę działać? Odpowiedź brzmi: działa. Działa, czyli gdy biegnę mocniej, moc widoczna na ekranie zegarka jest większa. W przypadku biegu po płaskim kolejne kilometry były porównywalne (tempo około 5:10 to u mnie nieco ponad 200 W), a gdy biegłem pod górkę, utrzymując tę samą moc – tempo było niższe. Wszystko się więc zgadza.

Na niebiesko zaznaczony łagodny zbieg – utrzymałem moc, a tempo biegu wzrosło.

Jest jednak jedno dość poważne „ale”. Jednym z największych problemów jest utrzymanie intensywności biegu przy silnym wietrze. Wiedzą o tym ci, którzy startowali w jednym z trójmiejskich biegów ulicznych, że o Ironman Mallorca nie wspomnę. Z tym uwzględnianiem wiatru przez stryd jest ciekawie. W komentarzach pod jednym z postów DC Rainmakera pracownik firmy Stryd poinformował, że pracowali nad tym, ale efekty nie były zadowalające, zatem uznali, że wiatr jest pomijalnym czynnikiem.

„We have developed a technology that accurately accounts for the effect of wind on running power. We prototyped it. We tested it. Here’s the problem. Wind has a small effect on training intensity most of the time in most places. If you run in heavy wind a lot, you need this. Other runners probably don’t care much”.

Ja się z tym jednak nie zgadzam, wmordęwind podczas szybkiego biegu naprawdę przeszkadza i trudno mówić, że jest czynnikiem nieistotnym. Im szybciej biegamy, tym odczuwalna siła wiatru większa. Używanie strydu jako narzędzia umożliwiającego pokonanie maratonu czy innych ulicznych zawodów bez szarpania – również.

Nie tylko moc, czyli inne funkcjonalności strydu

Oprócz tętna i mocy czujnik pokazuje inne parametry biegu: kadencję, pionową oscylację, czas kontaktu z podłożem oraz tętno. Analiza trzech pierwszych może służyć do poprawy techniki biegu. Rzecz w tym, że takich samych danych dostarczają nowe modele zegarków biegowych (np. Garmin 920 XT czy Garmin FR 620), nie ma więc potrzeby wydawania 1200 zł na dodatkowy czujnik, bo już sama 620-tka jest tańsza. Z osób, które owe zegarki mają, mało kto z tych danych korzysta, traktując to raczej jako ciekawostkę. Fakt jest jednak taki, że mając powyższe dane i powtarzalne warunki (np. na bieżni lekkoatletycznej), można sprawdzać, jak poszczególne elementy (czas odbicia, oscylacja, kadencja) wpływają na tempo i moc biegu oraz zmęczenie. Skrupulatny zawodnik będzie w stanie wyciągnąć z tego wnioski, które podniosą efektywność jego biegania.

Kompatybilność z zegarkami

Trochę do poprawy jest jeszcze w kwestii kompatybilności z zegarkami, acz bardziej leży to po stronie producentów zegarków niż strydu. W 910 XT, którego używam, biegowy pomiar mocy działa najlepiej w trybie kolarskim, gdy zegarek widzi go jako czujnik kadencji i mocy. Pokazuje wówczas te dwie wartości, ale za to biegamy z prędkością w kilometrach na godzinę, a nie tempem w minutach na kilometr, co jest irytujące. W trybie biegowym należy znaleźć go jako czujnik biegu (footpod), a moc wyświetlana jest w polu „kadencja”. Niestety, w moim zegarku nie jestem w stanie monitorować dodatkowych parametrów biegu.

Wszystko to widać w nowszych, bardziej zaawansowanych garminach, które umożliwiają zainstalowanie Stryd Connect IQ. Znacznie lepiej czujnik działa z zegarkami marki Suunto.
Wszystko jak na tacy mamy podane w aplikacji w telefonie, ale bieg z telefonem w dłoni, by widzieć jak wysoko unoszę nogę, to jakiś absurd. Na szczęście aplikacja może nadawać komunikaty głosowe, które usłyszymy w słuchawkach. Na odczyty można sobie też popatrzeć w domu, by na następnym treningu wdrożyć wskazówki w życie. Aplikacja pomaga również przeprowadzić test wydolnościowy (odpowiednik kolarskiego testu FTP), który pozwoli przygotować strefy mocy do treningu. Aby korzystać z apki, trzeba jednak biegać z telefonem, co nie każdy lubi. Nie wiem też, na ile przygotowane przez aplikację strefy mocy będą efektywne w osiąganiu postępów sportowych.

Zużycie baterii

Pierwsza generacja strydu zasilana jest okrągłą baterią CR 2032. Taką samą znajdziemy w czujniku tętna garmina czy w rowerowym pomiarze mocy Stages. Rzecz w tym, że dwa w/w działają na niej długo, a w strydzie padła mi po kilku treningach (!!!) i z tego co czytałem, jest to normalne. To oznacza, że do kosztu urządzenia trzeba doliczyć co najmniej kilkadziesiąt złotych rocznie na baterie. Nowa generacja urządzenia ma ładowany bezprzewodowo akumulator, ale na razie nie jest dostępna w Polsce.

W śniegu i na śliskim stryd działa różnie.

Przydatny czy zbędny?

Kiedy zatem stryd się sprawdzi? Przy w miarę bezwietrznym dniu będzie przydatny na treningu lub zawodach. Na treningu pozwoli dokładnie zrealizować jego założenia, a na zawodach utrzymać w ryzach intensywność, gdy zawiedzie monitorowanie tempa (co zdarza się na pofałdowanej trasie, ale także w ciasnym mieście, gdy GPS wariuje).

A kiedy stryd przydatny nie będzie? Jak wspomniałem powyżej, czujnik nie działa przy wietrznej pogodzie. Biegnąc pod wiatr w tym samym tempie, wyraźnie czułem, że jest mi trudniej, a czujnik pokazywał podobną moc.

Ale to jeszcze nie wszystko. Czujnik nie do końca sprawdza się podczas biegu w trudnym terenie. Wprawdzie jako tako zauważa grzęźnięcie w sypkim piasku (mierzy bowiem czas kontaktu z podłożem), ale nie bierze pod uwagę wystających korzeni na zbiegu czy nierównych kamieni w górach. W głębokim śniegu i na lodzie raz działa dobrze, a raz źle – zauważyłem tu trochę przypadkowości.

Trening ze strydem

No właśnie, poza wadami wymienionymi powyżej dochodzimy do pytania: „Jak trenować ze strydem?”. Metodyka treningu kolarskiego z pomiarem mocy jest już całkiem dobrze opisana w literaturze, a pomiar mocy biegu to wciąż ciekawostka i podejrzewam, że wielu trenerów będzie się tu poruszało po omacku. Na tę chwilę widzę to tak, że można zbadać moc przy określonych tempach biegu w idealnych warunkach (np. podczas treningu na bieżni lekkoatletycznej lub na idealnie płaskiej i prostej trasie w bezwietrzny dzień) i potem na podstawie tej analizy biegać na mocy w trudniejszych warunkach. Ale czy to ma sens?

Miernik czy estymator?

W internecie sporo jest dyskusji o tym, czy stryd to miernik mocy, czy raczej estymator. Cóż, moim zdaniem dość dokładny, ale jednak estymator. W rowerze pomiar dokładnie mierzy np. nacisk na pedały i mamy z tego wyliczoną moc. Tutaj czujnik jest przyczepiony do klatki piersiowej i na podstawie ruchów wykonywanych przez biegacza szacuje tę moc. To trochę tak jak byśmy mieli po jednej stronie wagę, a po drugiej człowieka, który bierze do ręki przedmiot i ocenia, ile ów waży. Doświadczona osoba z jakąś dokładnością poda masę ważonego przedmiotu, ale będzie to jej szacunek, a nie pomiar sensu stricto.

Należy także pamiętać, że jednym z parametrów branych pod uwagę przy mierzeniu mocy jest masa biegacza. Trzeba więc dbać o to, by w zegarku/aplikacji była ona aktualna, a sam czujnik jej na bieżąco nie mierzy. Przecież biegowy plecak z piciem to kilka kilogramów. Należałoby więc przed biegiem podać aktualną masę (z plecakiem). Rzecz w tym, że w trakcie długiego biegu biegacz traci masę, czego już czujnik nie uwzględnia. Dwa–trzy kilogramy to duża różnica, co znów działa na minus sensu korzystania ze strydu.

Wydaje mi się też, że moc będzie mierzona różnie w zależności od techniki biegu, a nawet długości kończyn. To drugie to naturalnie nie problem, bo mocy nie porównujemy do innego biegacza, a do siebie, jednak na zmęczeniu technika może już ulegać zmianie, zupełnie inaczej wygląda bieg na 12. i 37. kilometrze maratonu. Ręce pracują inaczej, wykonujemy większą rotację tułowiem i więcej energii marnowane jest na zbędne ruchy.

No i pamiętajmy o pomijaniu przez stryd wiatru, przez co może być on bezużyteczny, a umiem sobie wyobrazić wręcz sytuację biegacza, który za bardzo uwierzy urządzeniu i, chcąc za wszelką cenę utrzymać równą moc, zajedzie się na odcinku pod wiatr.

Pomoc dla użytkowników

Stryd jest urządzeniem relatywnie nowym i mało popularnym na rynku. Aby ułatwić życie biegaczom, firma przygotowała sporo filmików instruktażowych. Krok po kroku tłumaczą one jak uruchomić, sparować i wykorzystać urządzenie. Są naprawdę dobre, ale tylko po angielsku, a polski dystrybutor nie przygotował do nich napisów. Szkoda.

Mamy za to po polsku FAQ, które odpowiada na kilka ważnych pytań. Rzecz w tym, że… coś z nim jest nie tak. Miejscami wygląda jakby było zrobione przez automat. Przeczytajcie:

„Wystarczy użyć wysokiej rozdzielczości i tempa do ćwiczeń?
Można, ale wtedy pozbawisz się kluczowej zmiennej: intensywności treningu. Puls zależy nie tylko od wysiłku, lecz także od wielu innych rzeczy, takich jak temperatura i ilość ostatnio wypitej wody. Opóźnia także twój bieżący wysiłek o kilka minut. Moc jest spójną i powtarzalną miarą intensywności twojego treningu”.

Rozdzielczości? Ktoś z was wie, czym jest rozdzielczość w bieganiu? Ja nie wiem, ja nie rozumiem tu ani pytania, ani odpowiedzi.

W trudnym terenie stryd działa raz lepiej raz gorzej.

Stryd w Polsce

Słabo wygląda też zakup online. Polska strona marki Stryd linkuje do sklepu, który nie działa (http://sport-solutions.pl/). Stryd można zaś kupić w sklepie Velocity. Kosztuje on 1199 zł, a dostępny jest stary model – mający formę czujnika na klatkę piersiową. Nowy model, czujnik na buta, kosztuje w USA 199 dolarów, czyli trochę ponad 800 zł. „We ship worldwide. New Stryd orders ship immediately. Pay with Amazon Checkout, Paypal, or Credit/Debit Card”. Sprawdziłem i wysyłka do Polski to 30 dolarów (ok. 120 zł), należy jednak jeszcze pamiętać o cle, choć koszt ten da się obejść.

Podsumowanie

Zatem jak to z tym strydem jest? W mojej opinii urządzenie działa zgodnie z oczekiwaniami tylko w niektórych przypadkach (brak wiatru i trudności pod stopami, pamiętajmy też o utracie masy przez zawodnika), co sprawia, że właściwie jest to bardziej ciekawostka, a nie sensowne i niezawodne narzędzie treningowe. Moim zdaniem technologia wymaga dopracowania, ale nie umiem sobie wyobrazić, w którym kierunku powinna iść, by dorównać funkcjonalnością i wiarygodnością pomiarom kolarskim.

Sądzę, że może być tak, iż szacunkowy pomiar mierzony akceleratorami będzie ślepym zaułkiem i finalnie moc będzie mierzona przez nanoroboty umieszczone w samych mięśniach. Ogromny jednak szacuneczek dla firmy, która odważyła się być pionierem. Kierowanie metodyki treningu do mocy (tak jak w kolarstwie) jest chyba słusznym kierunkiem, acz na razie nie mamy do tego wiarygodnego narzędzia.

KUP STRYDA TANIEJ

Dzięki uprzejmości sklepu Velocity możecie kupić stryd 10 proc. taniej. Chętnych zapraszam do kontaktu ze mną przez FB (KLIKU-KLIKU).

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here