JEDEN BŁĄD

Zabrakło mi pokory

„Zapomnij o wszystkich ćwiartkach i połówkach, które za Tobą. Zapomnij o każdym pokonanym maratonie czy ultra”, mówili. „Pełen dystans weźmie Cię w kleszcze, przemagluje i wypluje”, dodawali. „Pełen dystans to nie matematyka”, stwierdziła Olga, gdy optymistycznie składałem klocki poszczególnych dyscyplin, wyliczając, że stać mnie na złamanie 9:30 w debiucie.

Nie posłuchałem.

Pełen dystans uczy pokory. Im więcej będziesz jej mieć przed startem, tym mniej bolesne będzie zderzenie z rzeczywistością. Mnie jej zabrakło, przekozaczyłem z planami i oczekiwaniami, a potem była weryfikacja. BO podeszła do sprawy dużo mądrzej (do poczytania kliku-kliku), nie miała wielkich oczekiwań i ukończyła zawody z zadowoleniem i uśmiechem. „Pierwszy start jest na ukończenie” – nie posłuchałem. Chciałem zrobić ultra-hiper-superwynik.

Nie zrobiłem, bo pierwszy start jest na ukończenie.

Pokora, pokora, pokora!!
Pokora, pokora, pokora!!

DWA PROTIPY

Bułka w T1

IM to praktycznie cały dzień w trasie. Trudno przez cały dzień jeść żele, można się zasłodzić do porzygania, dlatego w T1 skitrałem sobie bułę z żółtym serem i dżemorem. Czekała tam na mnie, wrzuciłem ją za pazuchę i spałaszowałem, gdy tylko zapiąłem kolarskie buty i złapałem dobry rytm pedałowania. Jedni przyklejają na ramę roweru bagietkę z miodem, inni chowają pół bułki do kieszeni, można też przyczepić ją jakoś na lemondce ‒ ważne, by mieć jakiś konkret do zjedzenia.

Żele w bidonie

To chyba Michał Podsiadłowski rok temu sprzedał mi patent na wyciskanie żeli energetycznych do bidonu i od tego czasu nie startuję inaczej, bez względu na dystans. Jak bardzo to ułatwia życie! Na etapie rowerowym Challenge Roth zjadłem kilkanaście żeli. Gdybym każdy z nich miał otwierać… Ręce się kleją, kawałek opakowania może spać (nie śmiecimy!), no i te żele trzeba gdzieś upakować!

A wystarczy dzień wcześniej wycisnąć je do bidonu, uzupełnić wodą dla upłynnienia i voilà! Teraz trzeba tylko pilnować jedzenia co 15‒20 minut :) BO sugeruje, by mieć do tego przeźroczysty bidon, bo wtedy widać, ile się zjadło, a ile zostało, i można pilnować równomiernego rozłożenia na trasie rowerowej – świetny pomysł.

Dobre towarzystwo to pół sukcesu!

TRZY PORADY

Jedz z całych sił

Najpierw przed zawodami. Na dystansie ironman spala się tyle kalorii, co przez trzy dni normalnego życia. Warto więc się do tego przygotować, carboloading to to, co tygryski lubią najbardziej! W Roth futrowaliśmy się pizzą i makaronami, do tego różne ciastka, białe pieczywo i dużo picia (izo, wody mineralne itd.).

Potem porządne śniadanie w dzień startu, a i na zawodach trzeba jeść, ile tylko się da. No i pić, bo gorąc wykańcza. Najwięcej na rowerze, bo trwa on najdłużej, a i samo jedzenie jest najłatwiejsze. Po kilku godzinach kolejny żel energetyczny nie jest przyjemnością i trzeba go w siebie wmuszać, ale na gościnę to można się wybrać do Buczera, podczas zawodów masz jeść to, co dodaje energii. Niestety, kończy się trochę na wmuszaniu w siebie, ale innego wyjścia po prostu nie ma.

Spokojny finisz

Tę poradę przeczytałem na fejsbukowej trigrupie, gdy BO zapytała o jedno zdanie dla debiutanta. O ile nie walczysz o pudło (a to w debiucie zdarza się rzadko), zwolnij na ostatnim kilometrze. Ogarnij się, uspokój oddech, popraw strój i nakrycie głowy. A potem celebruj ostatnie metry, to naprawdę wyjątkowa chwila. By dotrzeć do mety w Roth, musieliśmy obiec stadion pełen kibiców. Ich hałas połączony z muzyką i krzykiem konferansjera nawet dziś wywołuje u mnie ciarki na plecach, to było coś niesamowitego. Dałem się wyprzedzić jakiemuś zawodnikowi na 200 m przed metą, a ostatnie 100 m to była czysta radość z finiszu. Warto.

Odpoczynek w sobotę – co się da, zrób w piątek

Jak fajnie, że pojechaliśmy do Roth już w czwartek! Mogliśmy sobie w piątek ogarnąć pakiety i wszystko inne, a w sobotę pozostało tylko wstawienie rowerów do strefy zmian i regeneracja. Nicnierobienie jest bardzo trudną sztuką, ale muszę przyznać, że szło nam nieźle. Tu się poleżało, tam posiedziało, a za zakrętem zjadło :) Zostawiaj jak najmniej rzeczy do zrobienia na ostatnią chwilę, skup się na odpoczynku, bo w niedzielę czeka Cię wiele godzin ciężkiej walki.

A jakby kto nie widział, to relację też można przeczytać: kliku-kliku.

Tak zwana radość na mecie;)
Tak zwana radość na mecie;)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here