Popełniaj błędy i naprawiaj je, Gdy dotkniesz dna odbijaj się – śpiewał stary dobry Myslovitz.

Kiedyś, każdego dnia, po porannym posiedzeniu na Żelaznym Tronie, wchodziłem na wagę i odczyt z niej wpisywałem do Endomondo. Oczywiście nie przejmowałem się jednorazowymi skokami, czasami zatrzymanie wody sprawiało, że waga rosła o jeden czy dwa kilogramy, ale potem szybko wracała do normy. Nie było powodu do paniki.

Po Malborku odpoczywam. Coś tam biegam, wznowiłem też ćwiczenia siłowe (OMG, okazuje się, że już 20 pĄpek jest wyzwaniem, ale wstyd!), jednak w porównaniu do obciążeń treningowych z czasu przygotowań do IM, robię niewiele.

A jem tyle samo. Hmmm, a może nawet więcej? Niezdrowych rzeczy na pewno więcej.

Jakoś tak mam, że po okresie trzymania reżimu treningowego i w miarę pilnowania diety (super fit to ja nigdy nie będę, ale staram się w miarę zdrowo jeść i żyć), lubię sobie trochę popuścić pasa. Trochę to odreagowanie, trochę rekompensata za ciężką pracę, a trochę… cóż, nie będę ukrywał: uwielbiam słodycze, kocham dobre piwo w świetnym towarzystwie, a za burgera z sadzonym jajkiem dałbym się pokroić.

Nie jest łatwo być fit, gdy w domu powstają takie rzeczy…

Zwał jak zwał, faktem jest, że tegoroczny wrzesień sprzyja odreagowywaniu ;) Wesele Asi i Marcina (zacne!), panieński Kargolka (zacny!), pępkowe po urodzeniu Ździcha (oj, zacne!), a przed nami jeszcze Kargolkowe weselisko (co to się będzie działo…!). Jest powód, by dobrze zjeść, nie brakuje okazji, by się napić.

Dziś po godzinie biegania, jeszcze przed śniadaniem, wszedłem na wagę. 75,3 kg. Fiufiu. Rzuciłem okiem w lustro, a potem spojrzałem na swoje zdjęcia z Półmaratonu Warszawskiego 2016 (poniżej) i Bydgoszcz Triathlon 2016 (na samej górze). Moja waga startowa to poniżej 72 kg. 3,5-4 kg mniej niż dziś. To dno. Pora się odbić.

Poniżej 72 kg i dużo mięśni. Dziś powyżej 75 kg i mało mięśni.. / fot. Sportografia
Poniżej 72 kg i dużo mięśni. Dziś powyżej 75 kg i mało mięśni.. / fot. Sportografia

Nienawidzę tego „cieniasa” wiec mobilizuje mnie to do przełamania się i dociśnięcia. Przykład: jak dzisiaj pamiętam lata młodzieńcze, kiedy chcąc poradzić sobie z żarciem czekolady kupiłem ich sobie 3. Wszystkie 3 zżarłem na raz i pławiłem się w tym „nielubieniu siebie” – mdłości trochę w tym pomagały. Ale od tamtej pory nie myślę już tak kompulsywnie o jedzeniu czekolady. Opaść na dno i moooocno się odbić.

źródło: http://niemaniemoge.pl/wszystkie-rece-na-poklad/

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułTen, w którym się nie chce
Następny artykułTen, w którym złej baletnicy rąbek u spódnicy (Łemkowyna Ultra-Trail 2017)
Krasus – biegacz, napieracz, triathlonista i pĄpkins pełną gębą. Jego filozofia uprawiania sportu łączy ciężką pracę i ciągłe dążenie do bycia lepszym z dobrą zabawą, bo przecież w życiu chodzi o to, by było fajnie. Zrobił swoje jeśli chodzi o uklepywanie asfaltu i teraz realizuje się w terenie. W lesie, z mapą czy w górach czuje się jak ryba w wodzie!

4 KOMENTARZY

  1. Jakie pyszności na zdjęciu. Możesz miec mnie na sumieniu dzieki temu przypomniałam sobie ze cos tam z piekarni było przyniesione ( niestety nie tak ładnie wyglądające jak to wasze domowe ) i zostało skonsumowane.
    Odbijaj sie odbijaj. ;)

  2. Ja tam wielbie swoje 96 kg niemal przy identycznym wzroście ;-) jakby nie patrzec 21 kg do przodu a Ty sie boisz tych 3-4 ;-)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here