Ach, „ten uczuć” po wejściu do hali Training Labu. W mięśniach poczułem lekkie mrowienie, a w mózgu wydzieliła się solidna porcja endorfin. Poprzedniej zimy na crossfit chodziłem niewiele. Ciągle się nie składało, a w końcu nadeszła wiosna i trzeba było poświęcić więcej czasu na jazdę na rowerze. Solidnie (o ile można to tak nazwać) trenować siłowo skończyłem w drugiej połowie marca.
A przecież w 2019 r. chcę więcej pobiegać po górach, za miesiąc Zimowy Ultra Janosik (45 km na Spiszu i w okolicach), a w czerwcu Cortina Trail (48 km w Dolomitach – o ile mnie wylosują). Siła się przyda i to bardzo! Pamiętam jak mocny fizycznie czułem się wiosną 2016 r. po kilku miesiącach solidnie przepracowanych w boksie. Mam nadzieję, że i teraz uda mi się wpleść dwa treningi siłowe w plan i zaprocentuje to na wiosnę.
Dlaczego crossfit i jemu podobne to fajna opcja? Krótko: daje ogromną frajdę, pozwala rozwijać umiejętności (nowe ćwiczenia), poprawia mobilność i pomaga w budowaniu siły oraz wytrzymałości. Według mnie ma to same plusy. W sezonie, w którym na nic się nie spinam, jestem w stanie zaryzykować pójście na mocny trening siłowy i zakwasy raz kiedyś, bo wiem, że solidna porcja przysiadów, martwych ciągów i innych ćwiczeń odda w górach. A silniejszy core, obręcz barkowa i biodrowa to szybsze pływanie.
Zimę 2015/2016 i 2017/2018 przepracowałem w Crossfit Docku, ale box ten już nie istnieje. Część ludzi z niego trafiła do Training Labu, który odszedł trochę od „tradycyjnego” crossfitu i udowadnia, że licencja CF nie jest potrzebna do tego, by robić świetne zajęcia, o czym się przekonałem na własnych mięśniach. Mega plusem Labu jest to, że otworzył się jakieś siedem minut marszu od naszego domu. Grzechem byłoby nie skorzystać. I’m all in!