Nie chodziliśmy z Bartkiem do przedszkola. Kilka bloków dalej, na tym samym osiedlu, mieszkała ciocia Gienia (siostra babci od strony mamy), która zajmowała się nami w czasie gdy rodzice pracowali. Jako osoba urodzona w połowie lat 20. ciocia była (niestety, już jej nie ma) specyficznym połączeniem osoby głęboko wierzącej i zabobonnej. Wśród najróżniejszych zabobonów, jeden utknął mi w głowie jakoś wyjątkowo.
„Nie przechodź pod znakiem stojącym na dwóch nogach, bo ci się stanie krzywda”.
No, na pewno. Teoria była oczywiście poparta kilkoma dowodami anegdotycznymi – raz znajomy sąsiada przeszedł pod znakiem i go samochód potrącił, a kuzyn koleżanki spadł następnego dnia z drabiny. Klasyka polskiego zabobonu.
Ale dziś biegnąc drugi zakres z nadzieją wypatrywałem znaków stojących na dwóch nogach. Miałem nadzieję, że przebiegnę pod takim, przewrócę się i nie będę musiał dalej biec. Trudno jednak spotkać takowe na bulwarach, wypatrywałem więc dziur, w których mógłbym skręcić kostkę. Ach, jak byłoby fajnie, bo nie musiałbym wtedy biec!
Niestety, moje życzenia się nie spełniły i, mimo intensywnych poszukiwań, musiałem dokończyć trening. A nogi kompletnie nie chciały się dziś kręcić. Ale to tak totalnie. Czułem to już na pierwszym kilometrze, a gdzie tu uciągnąć dychę. Matko bosko biegowo! Tętno miałem w takim kosmosie, że aż w nie nie wierzę – chyba pora uprać pasek tętna, bo nie jest możliwe, bym przy tempie 4:19 miał 175 czy 178 uderzeń na minutę.

I nie piszę tu tego, by pochwalić się Wam, że zrobiłem trening, choć było ciężko. Nie wiem, może powinienem nawet go przerwać? Może był to za mocny bodziec jak na fakt, że 36 godzin wcześniej biegałem 200-tki na stadionie, a w międzyczasie miałem dwa ciężkie życiowo dni? Może walcząc zrobiłem dobrze, może źle – nie ma to znaczenia.
To co chciałem Wam przekazać, to że nie zawsze jest tak pięknie jak u biegowych celebrytów na Instagramie. Że endorfinki, radość, uśmiechy i makijaż na zdjęciu. Oprócz tego, że paskudnie wychodzę na biegowych fotkach, to czasami jest też po prostu cholernie ciężko, niefajnie i w ogóle bieganie ssie.
A i tak je kocham :)
A zdjęcie główne zrobił Mariusz Nasieniewski (Maratomania.pl).