Przez lata uważałem, że licznik rowerowy (hmmm, tak naprawdę to bardziej komputerek niż licznik) jest mi zbędny. Jeżdżąc czasówką, w 90 procentach przemieszczam się po znanych mi trasach (o ile w ogóle wypinam ją z trenażera;)), wybierając się na nową, co najwyżej skręcam w prawo lub lewo – do tego wystarczy ślad wgrany w zegarku (to i kilka innych fajnych opcji garmina 935 opisałem tutaj: Ten, w którym poznajecie zegarek Garmin 935, czyli sześć funkcji, o których mogłeś nie wiedzieć lub się ich boisz).

Ale pod koniec sierpnia 2019 r. moje życie się zmieniło. W pokoju rowerowym zamieszkała Janina, która natychmiast skradła moje serce. Sprawne podróże po mieście rulez! Dojazd do Łokcia czy do Rakiety po zakwas to super sprawa. Ale to, co tygryski pokochały najbardziej, to wyprawy do okolicznych lasów. Z miejsca zakochałem się w Mazowieckim Parku Krajobrazowym, ale tam nawigacja po śladzie bez mapy nie jest już taka prosta i nie jeden raz zdarzyło mi się na odpowiednią ścieżkę nie trafić, a za sobą pociągnąć Belę, z którym te jazdy są oczywiście uskuteczniane najczęściej.

Dzięki uprzejmości Garmin Polska (DZIĘKUJĘ!) miałem możliwość pojeżdżenia trochę z Garmin Edge 520 Plus. Chętnym do zapoznania się z technikaliami i funkcjami polecam dogłębne teksty El Kapitano i/lub DC Rainmakera, ja ze swej strony zapraszam do lektury krótkiego podsumowania wad i zalet urządzenia.

W takie miejsca z Partnerem, wszystko dzięki 520 Plus!

+ GARMIN EDGE 520 PLUS – mapy i ich plusy

Jazda MTB w nieznanym terenie z dobrą mapą to jest coś wspaniałego! TOTALNIE! Koniec i kropka, a właściwie to wykrzyknik. Liczniki Garmina wyposażone są w Garmin Cycle Maps opracowane na bazie OpenStreetMap. One są dobre, naprawdę dobre. Jak się przyjrzeć, to czasami widać na nich takie ścieżynki, że strach jechać! Jazda po wytyczonej trasie nie sprawia żadnego problemu, ogromną frajdę miałem też z jazdy bez śladu, ale z mapą. To pozwala swobodnie poruszać się w nieznanym terenie z pełną świadomością tego, gdzie jestem i dokąd zmierzam.

Oprócz jazdy po śladzie i z pilnowaniem mapy, można jeszcze wskazać na mapie punkt docelowy (ze względu na brak ekranu dotykowego jest to średnio wygodne, ale w sytuacjach awaryjnych działa) i nawigacja wypluje trasę zaplanowaną na bazie Trendline Popularity Routing, czyli zbudowanej na podstawie tras użytkowników urządzeń Garmin bazy popularności poszczególnych tras. Nie zawsze jest to rozwiązanie idealne, bo to automat wskazujący, gdzie najczęściej ludzie jeżdżą, ale generalnie działa bardzo dobrze. Nawigować można też do punktu zapisanego wcześniej w liczniku lub do startu trasy (tu mamy wybór powrotu po tej samej trasie lub też najszybszej/najkrótszej drogi do domu). Nawigacja dokładnie wskazuje gdzie skręcić i komunikuje to pikaniem, tak jak znane wszystkim nawigacje samochodowe. Choć czasami, ze względu na braki w nazwach ulic (jeździmy ścieżkami) są to dość zabawne komunikaty.

Tak to się można nawigować! ;)

– GARMIN EDGE 520 PLUS – wady map

Mapy w Garmin Edge 520 Plus nie są jednak pozbawione wad. Jedna z nich jest dla mnie dość irytująca.

Przeliczanie…

Tak, Garmin Edge 520 Plus wprost UWIELBIA przeliczanie. Uwielbia je tak bardzo, że zajmuje mu ono baaaardzo długo. Wgranie kursu do licznika jest superszybkie, ale przeliczanie go potem trwa i trwa. Im dłuższa i dokładniej zaplanowana trasa, tym przeliczanie trwa dłużej. Na szczęście w czasie tego przeliczania licznik normalnie działa i nawiguje. Edge 530, na który finalnie się zdecydowałem, przelicza trasę znacznie, znacznie szybciej, co jest zasługą szybszego procesora.

Część użytkowników nie wybiera modelu Edge 520 Plus, bo nie można nawigować do POI (ang. points of interest) – jest to lista interesujących punktów takich jak restauracje, stacje paliw czy atrakcje turystyczne. Nie jest to jednak funkcja, której by mi brakowało. Moje jazdy to albo trasa zaplanowana wcześniej w Stravie lub Connect, albo freeride.

+ GARMIN EDGE 520 PLUS – dostęp do danych

Tak naprawdę to jest to zaleta chyba wszystkich sensownych liczników rowerowych. W zestawieniu z zegarkiem, z którym jeździłem przez ostatnich siedem lat, liczba pól z danymi, jakie można jednocześnie obserwować, to jest kosmos. Ekran może wyświetlać mapę, kompas, wykresy albo do dziesięciu pól danych. Pola są bardzo konfigurowalne, mogą być większe i mniejsze. Ja wiem, że to zboczenie, ale cały czas jaram się tym, ile widzę na jednym ekranie ;). Moc z 10 sekund, moc okrążenia, prędkość, tętno, kadencja, godzina, temperatura, czas okrążenia, aktualna godzina, wschód czy zachód słońca, dystans okrążenia i co jeszcze człowiek sobie wymarzy. Coś wspaniałego!

Tyle danych na jednym ekranie! :)

– GARMIN EDGE 520 PLUS – ustawianie pól danych

Powyższe ma jednak małą wadę. Ustawiać pola danych można jedynie w liczniku. Nie ma możliwości skonfigurowania pól w aplikacji lub na komputerze i wgrania tego do licznika. Tak, to czynność jednorazowa, ale dla takich pojebów jak ja, co to mają kilka rowerów i kilka profilów jazdy (bo inny jest do jazdy rodzinnej i do pracy, inny do jazdy górskiej, inny na czasówce i jeszcze trenażer do tego), dość czasochłonna. Ustawienie tego wszystkiego to godzina–półtorej! W nowych licznikach Garmin wdraża już możliwość importowania pól z poprzedniego urządzenia, fajnie byłoby gdyby i konfigurację pól w aplikacji przygotowano.

fot. Jacek Deneka / Ultralovers, tak samo jak zdjęcie główne

+ GARMIN EDGE 520 PLUS – jazda na segmentach Stravy

Spięcie garmina ze Stravą w wariancie premium pozwala na ściganie się z ulubionymi segmentami na żywo. Na ekranie licznika (działa to też w zegarkach) widać, jak nam idzie w stosunku do własnego rekordu, wyznaczonego celu, najszybszego znajomego lub też KOM-a. Urządzenie informuje, o ile szybciej lub wolniej od celu jedziemy. I motywacyjnie jest to taki zastrzyk energii, że głowa mała. Moim ulubionym segmentem jest 15 km nad Wisłą pomiędzy mostami Północnym i Siekierkowskim, możliwość rzeczywistego ścigania dodaje mu jeszcze smaku! W przypadku segmentu bardziej skomplikowanego niż prosta mamy oczywiście podgląd na mapie, co znacznie ułatwia jazdę.

Działa to tak, że segmenty oznaczone w Stravie jako ulubione trafiają też na konto Connect, a stamtąd – po synchronizacji – do licznika lub zegarka. Gdy zbliżamy się do danego segmentu, urządzenie informuje o tym, odliczając odległość od startu. Potem ostry komunikat JEDŹ i pozostaje tylko cisnąć. :)

+ GARMIN EDGE 520 PLUS – grouptrack z mapą

Grouptrack to kolejna fajna funkcja urządzeń marki Garmin. Pozwala ona obserwować na mapie znajomego. Przydaje się, gdy np. umawiamy się z kimś albo chcemy zrobić trenującej osobie niespodziankę i pomóc w treningu. W przypadku garmina 935, którego noszę na ręku, widać tylko mój ślad i punkt, w którym znajduje się druga osoba. Można więc podążać w odpowiednim kierunku. Nałożenie tego na mapę licznika sprawia, że jest to oczywiście o wiele wygodniejsze.

Aby funkcja grouptrack działała, musimy być z daną osobą połączeni na platformie Garmin Connect, no i niezbędny będzie dostęp do internetu u obojga. Oczywiście trzeba też tę funkcję włączyć w opcjach urządzenia.

A jak Alicja. Moja Alicja <3

– GARMIN EDGE 520 PLUS – ograniczona komunikacja Bluetooth Smart

Choć licznik komunikuje się z telefonem niebieskim ząbkiem, to z czujnikami łączy się tylko przez ANT+. Teoretycznie to wystarcza, ale… no właśnie. Zawsze jest jakieś „ale”. W czasówce mam pomiar mocy Stages, który po ANT+ z wszelkimi urządzeniami Garmin działa kiepsko. Wystarczy, że położę się na lemondce i połączenie zegarka z korbą się zrywa, co utrudnia monitorowanie jazdy. W FR 935 mogę wymusić połączenie przez BT i wtedy działa bezproblemowo. Brak takiej możliwości w liczniku praktycznie wyklucza go z sensownego używania podczas jazdy Celiną. By ANT+ działał odpowiednio sprawnie, musiałbym kombinować z niestandardowym umieszczaniem licznika (im bliżej korby, tym lepiej).

Wstawiając to zdjęcie uświadomiłem sobie, jak bardzo tęsknię

W kwestii łączności warto wspomnieć, że EDGE 520 Plus nie ma modułu WiFi, acz z mojego punktu widzenia nie jest to żaden problem. Wystarczy mi, że licznik łączy się z telefonem, nie potrzebuję wpinać go do domowej sieci.

+ GARMIN EDGE 520 PLUS – wzywanie pomocy przy wypadku

Kolejną funkcją podnoszącą bezpieczeństwo użytkownika jest „wykrywanie zdarzeń”. Gdy licznik wykryje, że miałeś wypadek (niestandardowy wstrząs, nagła zmiana położenia etc.), włącza się alarm. Licznik i telefon zaczynają wyć i mamy pół minuty na potwierdzenie, że wszystko OK. Trzeba dwa razy nacisnąć odpowiedni przycisk w liczniku. Jeśli tego nie zrobimy, zdefiniowany numer alarmowy dostanie SMS z informacją o wypadku i koordynatami GPS.

Tutaj prawie była gleba. PRAWIE! fot. Tomek Kowalski

Aby wykrywanie zdarzeń zadziałało musimy mieć oczywiście urządzenie spięte z telefonem i dostęp do sieci. Włącza i konfiguruje się to w aplikacji Connect (bezpieczeństwo i śledzenie -> wykrywanie zdarzeń).

Mi włączyło się to kilka razy: dwa przy okazji zabawy rowerem (np. podrzucanie go, by otrzepać błoto ;)), a raz przy okazji gleby. Oby przydawało się nam jak najrzadziej, a wysłanie SMSa alarmowego, oby nie nastąpiło nigdy!

GARMIN EDGE 520 PLUS – podsumowanie

Parę tygodni jazdy z nowym garminem pokazało mi, jak fajnie jest mieć tego typu urządzenie na kierownicy. W porównaniu do jazdy z zegarkiem to przeskok niczym wynalezienie prasy drukarskiej! ;) Oczywiście wszystko zależy od potrzeb. Bardziej zaawansowane modele mają na przykład ekran dotykowy, który znacznie uprzyjemnia używanie mapy (zbliżanie, oddalanie, przesuwanie etc.), ale w czasie deszczu czy zimą korzystanie z niego jest utrudnione. Ja wolę przyciski. W ogóle mapy nie każdemu są potrzebne. Jedni używają ich często, inni sporadycznie.

#roweremwszędzie

Wśród plusów i minusów nie napisałem nic o wyświetlaczu, bo mam trochę mieszane uczucia. Czytelność danych jest nienaganna, ale w przypadku mapy, w niektórych warunkach oświetleniowych, miałem czasami z tym problem. Kłopot ten praktycznie znika, gdy na stałe jest włączone mocne podświetlenie ekranu, co jednak powoduje szybsze zużycie baterii.

Wady i zalety, na które zwróciłem uwagę, mogą mieć dla każdego z Was inną wagę. W moim przypadku kluczowy był brak łączności Bluetooth Smart z czujnikami, który wykluczył użytkowanie Edge 520 Plus w czasie jazd Celiną.

Finalnie zdecydowałem się na zakup urządzenia Garmin Edge 530, które ma BT do łączności z czujnikami, a przy okazji jest dużo szybsze w przeliczaniu map, ma wyraźniejszy wyświetlacz i lepszą baterię, co oczywiście zapisuję mu na plus. :)

fot. Jacek Deneka / Ultralovers, tak samo jak zdjęcie główne

6 KOMENTARZY

    • O tym będzie osobny wpis, ale w skrócie :)
      -> chciałem roweru, którym będę mógł dojeżdżać do pracy i jeździć po mieście
      -> chciałem roweru, którym zrobię trening bez wyjeżdżania pół godziny za miasto (z czasówką tak mam)
      -> chciałem roweru, którym pojadę wszędzie, także w górach i na podwarszawskich wydmach

      Te warunki spełnia tylko MTB :) Służy mi zarówno jako rower na dojazdy do pracy, przedszkola i załatwianie spraw na mieście, a jednocześnie mogę pocisnąć mocny trening nad Wisłą lub w MPK, rodzinną wycieczkę po lesie, a i na Turbaczu nim byłem.

      • Sam ostatnio musiałem wybrać rower dla siebie, stąd pytanie…
        Ja też potrzebowałem roweru do pracy i lekkiej jazdy terenowej (las, wydmy itd.). Zdecydowałem sie na szutrówkę (czy jak to się teraz mowi gravel) i jestem zadowolony.
        Bedąc w sudetach zailczyłem nawet single tracka (bo sie pogubiłem) i dało radę.

        Ale to rower nie w góry, chociaż sporo osób jeździ na szlakach takimi.

        • Gravela bardzo rozważałem. Ale finalnie padło na MTB właśnie ze względu na tych kilka w roku wizyt w górach :) I jak jeżdżę po Kampinosie czy MPK, to mam wrażenie, że na wielu „moich” trasach też bardziej pasuje jednak MTB niż gravel.

Skomentuj Krasus Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here